sobota, 16 lipca 2016

Prolog cz.1

- Cześć mamo, co jest na śniadanie? - Dziś skończyłem 14 lat i razem z rodzicami mam teleportować się do Idris'u, żeby pokazać Clave postępy w moim szkoleniu. mój ojciec był bardzo wymagającym trenerem, ale kocham go chyba najmocniej na świecie. Jestem do niego bardzo podobny. oprócz koloru oczu, które odziedziczyłem po matce. Mimo że nadal wyglądam na małego, pozornie zwykłego chłopaka, jestem bardzo silny, bardziej wytrzymały niż niejeden sportowiec i nawet mój ojciec mówi, że to rzadko spotykane zdolności u tak młodego Nephilim. 

- Naleśniki z dżemem truskawkowym i sosem czekoladowym, cieszysz się synku? - Mama lubi mnie rozpieszczać. Może to dzięki jej diecie nie wyglądam jak kości obleczone w samą skórę i mam siłę, żeby tworzyć sobie masę mięśniową, którą nie pogardziłby żadem Nocny Łowca.

- Czadowo. A mamo, czy po powrocie będę mógł iść potrenować z Alec'iem? Wiesz, umówiliśmy się wczoraj, że ja go nauczę paru nowych pchnięć ostrzem, a on podszkoli mnie w strzelaniu z łuku. - Wiem, że moja mama mi pozwoliłaby, nawet gdybym się jej nie zapytał, ale zawsze wolałem mieć pewność, że nie będzie na mnie zła o późne wracanie do domu z posesji państwa Lightwood'ów. Mimo że byliśmy sąsiadami i nasi rodzice się przyjaźnili, zawsze wolałem mieć pewność.

- Oczywiście synku, ale wróć na kolację, dobrze? - Matko, ja przecież nie byłem już dzieckiem, ale nie ważne ile razy prosiłem, żeby mama przestała nazywać mnie 'synkiem', ona nigdy nie słuchała. Zawsze powtarzała, że dla niej zawsze będę małym Jace'em, którego musi chronić i kochać bezgranicznie.

- Nie ma sprawy, pójdę do niego jak tylko wrócimy z Idris'u. Tato, jak myślisz, moje umiejętności wystarczą, żebym przeszedł wszystkie testy pozytywnie? - Nie pytałem tu tylko o moją sprawność fizyczną, ale też o znajomość run.

- Na pewno synu. Jesteś już prawie dorosły, wierzę w ciebie i nigdy nie przestanę. - Kiedy mi to mówił, położył swoją dłoń na moim ramieniu. Zawsze w ten sposób pokazywał to, że jest ze mnie dumny i zadowolony z moich osiągnięć. W tamtym momencie chciałem przytulić go i matkę. Powiedzieć, jak bardzo ich kocham i że to dzięki nim jestem, kim jestem i znajduję się tu, gdzie jestem aktualnie. Nigdy nie zapomnę tego błysku czułości w oczach matki i silnych ramion ojca, gdy pomagał mi w utrzymaniu odpowiedniej pozycji do walki.

- Jace, zjedz coś, a później pójdź się ubrać. Wystarczy już tych pogaduszek, bo jeśli chcesz pójść jeszcze do Alec'a, to musisz się pospieszyć. - Mama jak zwykle miała rację. Siadłem więc do stołu i rozkoszowałem się pysznościami, które sama przyrządziła. Nikt nie robił tak pysznych naleśników z dżemem i czekoladą jak ona. W kilka minut pochłonąłem chyba 10 placków cynamonowego ciasta z sosami. Gdy tylko przełknąłem ostatni kęs mojego posiłku, pobiegłem na górę do mojego pokoju i zacząłem wybierać sobie strój na testy, a następnie poszedłem do łazienki i wziąłem bardzo szybki prysznic, aby pobudzić komórki w swoim ciele. Kiedy nareszcie opuściłem kabinę prysznicową i starannie się wytarłem w niebieski ręcznik z wyszytymi ręcznie czarnymi runami, zacząłem się ubierać. Postanowiłem, że nie będę wymyślał jakiegoś nie wiadomo jakiego stroju, bo zawsze wolałem wygodę niż te wszystkie nowinki modowe, które albo utrudniały sprawne ruchy, albo były mało przewiewne i bardzo szybko się męczył organizm przez zbyt wysoką temperaturę, która pojawiała się zawsze, gdy intensywnie ćwiczyłem. Miałem już zapinać ostatni pas, który miał pochwy na ostrza serafickie, stelę i kamień ze znakiem światła, - podstawowe wyposażenie każdego Nephilim - gdy poczułem zapach dymu. Bardzo się zdziwiłem, więc w jak najszybszym tempie wyszedłem z łazienki i zbiegłem na parter. Było tam już państwo Lightwood i dwóch Cichych Braci. Widziałem jak mnisi pochylają się nad dwoma ciałami, które znajdowały się w zgliszczach spalonej kuchni. Wiedziałem, że to moi rodzice, ale nie chciałem uwierzyć w słowa, które usłyszałem w swojej głowie.

'Zginęli podczas gaszenia pożaru, udusili się.' 

Tego dnia skończyłem 18 lat. Tym razem nie przywitała mnie mama. Nie czułem zapachu świeżo upieczonych naleśników z dżemem truskawkowych, ani nawet sosu czekoladowego. Dziś obudziłem się zanim wzeszło słońce, by zacząć trening, tak jak zresztą każdego dnia od śmierci rodziców. Czy płakałem? Nie potrafiłem, zamknąłem się w sobie, z nikim oprócz Alec'iem nie rozmawiałem, a i tak nigdy nasze wymiany zdań nie trwały dłużej niż pięć minut i zawsze tylko o sprawach związanych z misjami, walkami, treningiem i postanowieniami Clave. Wiedział, że nawet gdyby zaczął się pytać na temat mojego samopoczucia, czy czegokolwiek innego związanego z moimi uczuciami, nie uzyskałby żadnej odpowiedzi. Dziś przenoszą mnie i Alec'a do Idris'u. Czemu? W piśmie za powód podali to, że potrzebują tak dobrze wykwalifikowaną parę parabatai. Trochę mi smutno, że Izzy nie może przenieść się razem z nami. Podobno jest jeszcze za młoda i niedoświadczona.

- Jace, może już wystarczy, widzę, że jesteś zmęczony. Musisz odpocząć. - Usłyszałem za sobą głos mojego przyjaciela. Czyżbym wywołał wilka z lasu? Mimo jego prośby, nadal uderzam ostrzem w kukłę. Czuję, że moje mięśnie proszą o odpoczynek, ale muszę być silny. Każdego dnia pokonuję swoje słabości. Właśnie mija czwarta godzina moich ćwiczeń, a ja nadal staram się wykrzesać z siebie jeszcze odrobinę siły, żeby nadal ćwiczyć. - Jace, nie możesz trenować tak intensywnie, coś może ci się stać.

- A kogo to obchodzi? Jedyni bliscy ludzie leżą w Mieście Kości i wzmacniają aurę Cichych Braci. - Wiem, że zraniłem go tymi słowami, ale już nie wytrzymałem. Od dwóch lat stara się zbliżyć do mnie, ale powiedziałem sobie, że ani ja już nigdy nie pokocham nikogo tak bardzo jak rodziców, ani nie pozwolę pokochać siebie takim jakim jestem.

- A ja to co, Jace? Duch Święty, powietrze? I nie wmawiaj mi, że nie jesteśmy jak bracia, bo zaraz wyrwę ci ten miech i połamię na sto kawałeczków. - Zatrzymałem się na chwilę i zwróciłem się w stronę mojego parabatai. Pierwszy raz od bardzo dawna poczułem coś tam gdzie ludzie mają serca. Nie wiem jakim cudem wypuściłem ostrze z dłoni i po prostu przytuliłem mojego przyjaciela. Przez chwilę nie wiedział co zrobić, ale moment później objął swoimi ramionami moje łopatki. Po moich polikach zaczęły płynąć zagubione cztery lata temu łzy, a ja nie potrafiłem ich powstrzymać.

- Alec... ja... jaaa... ja.a powinienem być wtttedy z... z nimi. - Ledwo udało mi się wyjąkać. Co się ze mną dzieje? Gdzie ten Jace, który był obojętny na słowa Cichego Brata, który odrzucał wszelką pomoc od przyjaciół, no gdzie on się podział?

- Spokojnie. To już przeszłość. - Nie wiem czemu, ale słowa Alec'a spowodowały, że mój płacz przybrał na sile, a przez zmęczone mięśnie trudniej mi się oddychało.

- Ja... nnn... nnawet niee zdą... zdążyłe..em im pow..wwiedzieć, żże ich kkk..kocham. - Coraz trudniej mi było cokolwiek powiedzieć, ale nawet kiedy z moich ust wydobywało się jakiekolwiek coś, bałem się, że mój przyjaciel kompletnie nic z tego nie zrozumie. Jace, oficjalnie muszę ci dać w twarz wieczorem.

- Rozumiem twój ból Jace. Ja wtedy bałem się, że tobie też się coś stało, choć nadal nasza runa parabatai informowała mnie o tym, że żyjesz. Chciałem wtedy iść z rodzicami, ale kazali mi zostać u nas, bo prawdopodobnie, gdyby ci się stało cokolwiek złego, biegłbym ci pomóc, a przecież kuchnia nadal płonęła i pewnie zamiast dwóch ofiar, byłyby trzy. - Mocniej ścisnąłem mu ramię, już nie płakałem. Zrozumiałem też, że nadal mam bliską osobę, na której zawsze mogę polegać.

- A tylko byś spróbował. Byłbyś wtedy podwójnie martwy i przysięgam ci, że ta druga śmierć byłaby o wiele boleśniejsza. - Spojrzałem mu w oczy i oboje lekko parsknęliśmy śmiechem.

- Śmierć z dłoni samego Jonathan'a Herondale'a byłaby przyjemnością. Nawet zanim stał się najsłynniejszym Nocnym Łowcą w historii. - Patrzyłem na niego i zrozumiałem wiele rzeczy i błędów jakie popełniłem w ciągu tych trzech lat.

- Dziękuję ci i przepraszam. - Widziałem, że chce coś powiedzieć, mogłem się już nawet domyślać co, ale spojrzałem w jego oczy, a moja twarz przybrała wyraz ''Jeszcze nie wszystko stracone, mogę w każdej chwili spełnić swoją przysięgę''. - Dziękuję, że się nie odwróciłeś ode mnie, kiedy miałeś jeszcze na to szansę, a przepraszam cię, że byłem taki jaki byłem. Obiecuję, że od teraz nic nie stanie między nami. - Podałem mu dłoń, a on chwycił ją, przyciągnął mnie do siebie i poklepał po plecach.

- Dobrze, ale teraz idź wziąć prysznic, bo śmierdzisz. - Oboje zaczęliśmy się śmiać, ale odsunąłem się od Alec'a i ruszyłem w stronę wyjścia. Miał rację, byłem cały przepocony i na pewno nie pachniałem najlepiej. W sumie poczułem się trochę jak te cztery lata temu.

Niestety nie wiedziałem wtedy jeszcze, że historia może się powtórzyć i stracę kolejną bliską osobę. Najgorsze jest to, że w tak głupi sposób. Może los da mi jeszcze szansę naprawić błędy, które popełniłem w Idris'ie, ale powoli. Przedstawię wam wszystko po kolei. Witajcie wszyscy, którzy się zainteresowali moją historią. Nie bądźcie źli na mnie i moje decyzje, bo mam czas żeby podjąć ich jeszcze więcej.

........................

Witajcie czytelnicy w pierwszej cz. prologu, którą miałam zaszczyt napisać.
Współpraca z moją przyjaciółką była kompletnie nie zaplanowana, gdyż sama podjęłam się stworzenia innej historii Jace'a i Clary.
Mam nadzieję, że nasza praca się wam spodoba :)
A i jeszcze jedno, piszemy bez żadnych schematów, bo jedną część piszę ja, a drugą Juli, tak więc nasza opowieść będzie powstawała w momencie jej pisania, bez żadnego planu wydarzeń, czasu akcji, choć będziemy się starać aby nasze części współgrały ze sobą.

Czekamy na wasze opinie o naszej twórczości, a ja czekam na część Juli :)
Do napisania w Rozdziale 1 cz.1.
~PB

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz