niedziela, 17 lipca 2016

Prolog cz.2

Hej moje ludziki!!!

Jak po pierwszej części Prologu autorstwa Alice ?
Mam nadzieję, że dobrze.
To co ?
Ruszamy z moją częścią ?




- Cześć tato. - powiedziałam wchodząc do jadalni i jak zwykle najpierw witając się z moim tatą
- Witam moje słońce. No w końcy zaczął się mój dzień, bo moje słońce już promienieje. - powiedział i ucałował mnie w czoło
Uśmiechnęłam się. Czasami nie rozumiałam czemu tak tak wielu ludzi uważało mojego tatę za człowieka, którego należy się bać. On nigdy przecież nawet nie krzyczał. Nawet nie kłócił się z mamą, a przynajmniej tak na serio. Zwykle ich kłótnie polegały na tym, że mama prosiła go, żeby znów kupił nam farby do malowania w tych i tych kolorach, a on stawał we framudze drzwi i uważał, że chabrowy da się zrobić z szafirowego i jagodowego, a biskupi i różowy to ten sam kolor. Wszystko kończyło się tym, że razem z mamą jechali po te farby, bo on nie widzi tylu kolorów.
- Hej wujku. - powiedziałam witając parabatai taty
Wujek Luke często w nas bywał. Był przyjacielem mamy z dzieciństwa. Potem stał się również i mojego taty. Czasem myślę, że tak naprawdę to on sprawił, że teraz są razem. Przytuliłam go. Zaśmiał się i pogładził mnie po plecach, tak jak zawsze.
Nie witałam się po raz drugi z mamą. Już ją przecież widziałam to ona w końcu mnie budzi rano, jeśli sama nie wstanę na czas.
Usiadłam i zobaczyłam, jak Jonathan w końcu zszedł na śniadanie.
Mój starszy brat miał 14 lat, ale przez to, że miał włosy jak tata, czyli bardzo jasny blond, wpadający w biel wyglądał na starszego. Powagi dodawały my ubrania, które wybrał.

Popielata koszulka, czarne jeansy, ciemne buty. I te jego ukochane bransolety. Tata podarował mu je, kiedy dostawał pierwsze runy. Dwie srebrne, grube bransolety z dwiema łacińskimi frazami. Pierwsza brzmiała : Dura Lex, Sed Lex, czyli twarde prawo, ale prawo. Druga zaś miała napis Faber est quisque suae fortunae, co znaczy każdy jest kowalem swego losu. Przywitał się ze wszystkimi mimo wszystko z uśmiechem. Usiadł koło mnie.
- Hej siostrzyczko. - mruknął
- Jesteś smutny ? - zapytałam, gdy służba nalewała każdemu filiżankę herbaty
- Zmęczony. - odparł kręcąc głową - Pół nocy nie spałem.
- Och, czyżby sokół nie dawał ci spać ? - zapytał nagle tata
- Nie. Ja po prostu bałem się, że ucieknie. Całą noc okno było otwarte, bo w pokoju było duszno... - przyznał po chwili
- Czemu miałby uciec ? - zapytała zdziwiona mama - Nie opuszcza cię, jak widzę. - zaśmiała się, gdy drapieżny ptak przyleciał z piętra i usadowił się na oparciu jego krzesła
- Po prostu to pierwsza noc z otwartym oknem. - zaśmiał się z sokoła po czym zaczęliśmy jeść posiłek. 


Koło południa tata zabrał całą naszą piątkę na spacer po lesie Brocelind, który okala granice Idrisu. Szłam koło Jonathana. Było pięknie. Słońce, które sprawiało, że śnieg lśnił, biały puch na drzewach, na wszystkim w zasadzie. I ta swobodna atmosfera.
Ale to była tylko chwila.
Zobaczyłam jakiś cień za drzewem. Pociągnęłam Jonathana.
- Co robisz ? - zapytał, gdy zaczęłam go ciągnąć do tyłu w stronę rodziców
- Tam coś jest. - wyszeptałam
- Co ? - zapytał, gdy nagle usłyszeliśmy trzask
Jonathan odwrócił się i zobaczył swojego sokoła ze strzałą w piersi. Jego oczy były jak monety. Zobaczyłam łzę, która przecięła jego polik. Nie tracąc chwili pociągnęłam jeszcze raz.
- Tato ! - krzyknęłam, gdy usłyszałam, jak coś za nami biegło
- Mamo ! Wujku ! - Jonathan krzyknął, gdy strzała uderzyła w drzewo koło nas
- Jocelyn zabierz dzieci. - usłyszałam głos taty
Po chwili stał przede mną z mieczem w ręku. Odbił strzałę. Koło niego pojawił się wujek Luke. Zawsze tam gdzie ty będę i ja. Mówi przysięga parabatai. Tak zawsze i oni.
Mam pociągnęła mnie. Objęła ramieniem. Wzięła na ręce. Nie zdziwiłam się. Jak na 13 lat byłam drobna. Zobaczyłam jeszcze kilka cieni.
- Tam ! - krzyknęłam
Mama skryła się z nami za drzewem. Serce mi waliło jak młot. Usłyszałam jak ktoś biegnie. Luke. Wuj Luke, ale gdzie tata ?
- Idźcie. Osłaniam was. - rozkazał niemal
Mama biegła ze mną na rękach, mimo że mogłam sama. Jonathan przy jej boku. Za nami wuj Luke.
Wybiegliśmy z lasu. Zobaczyłam ciocię Amatis, Michaela Wayland'a, Anson'a Pangorn'a oraz Jię i Patricka Penhallow. Członkowie Kręgu, grupy Nefilim, którą stworzył tata.
- On tam jest. Kazał mi ich wyprowadzić. Nie wiem co tam jest. Szybko. - rozkazał Luke
- Bierzcie konie. Odprowadzimy do rezydencji. - powiedziała Jia
Nie wiem czemu, ale kazano mi jechać razem z Patrickiem. Niby to nie problem, ale mogłam sama. Był koń. Potrafię jeździć w końcu. Nic jednak nie powiedziałam. To nie moment na to.
W rezydencji kazano mi siedzieć w bibliotece ze wszystkimi. Jonathan siedział koło mnie i mnie przytulał. On chyba coś wiedział. Mama cicho szeptała z Penhallow'ami.
Mijały minuty. Nikt mi nie chciał wyjaśnić, co się dzieję.
Po chwili do biblioteki wszedł Luke. Był chyba wściekły. Wściekły wujek Luke. To niemożliwe.
- Jocelyn, Jocelyn, ja tak przepraszam. Nie powinienem był go słuchać, ale powiedział, że nie może drugi raz stracić Clary... Nie może wiedzieć, że cię zawiódł... Na Anioła. - warknął i po prostu usiał oparty o ścianę płacząc
- Ale... Co ? - zapytała
Do biblioteki weszła reszta, ale nigdzie nie było mojego taty. Co się dzieje ? Jak drugi raz mnie stracić ? Czemu wujek Luke płacze ? Czemu był wściekły na siebie samego ?
- Jocelyn... - zaczęła Amatis - Valentine... - urwała i dotknęła ramion mojej rodzicielki - Nie żyje. Odszedł, kiedy wracaliśmy z nim... Na Anioła, zmarł przy samej rezydencji. Jechaliśmy, jak najszybciej, ale...
- Tata nie żyje ? - zapytałam i łzy spłynęły po moich policzkach
Jonathan otulił mnie, ale sam płakał. Na Anioła czemu ? Czemu człowiek, który nazywał mnie swoim słońcem, który mówił, że dopiero, kiedy mnie zobaczy, to zaczyna się dla niego dzień, który mnie uczył, trenował, drażnił się, kiedy chodziło o malowanie ? Czemu tata nie żyje ?
Mama przytuliła nas jakoś na fotelu. Była w szoku.
- Kazał coś przekazać. - zaczął Pangborn
- Co ? - zapytała mama patrząc na niego
- Chciał, żeby... Żebyś pozwoliła, aby Luke się wami zajął. - dokończył Michael
Mama spojrzała na Luke'a. Wuj dalej siedział, jak siedział. Nawet nie słuchał co się dzieje.
- I powiedział coś jeszcze. - Michael podszedł do nas i ujął moją buzię. Delikatnie. Opuszkami. - Clary posłuchaj. Twój tata kazał ci przekazać, że byłaś dla niego cudem. Małym cudem. Bo... Bo kiedy się urodziłaś stał się cud, wiesz ? I poprosił, żeby mama si powiedziała, co to za cud...
Spojrzałam na mamę. Nie starała się ocierać swoich łez, tylko ocierała te, które ronił Jonathan. Patrzyłam na nią bez słowa. Czekałam. Ale ona jakby nie chciała teraz tego mówić. Ale ja chciałam wiedzieć.
- Co to za cud ? - zapytałam - Chce wiedzieć teraz.
- Clary... Słoneczko... Tatuś stworzył Krąg, aby ciebie chronić. Nie nie jesteś zwykła kochanie. My się już straciliśmy. - wyszeptała po czym przytuliła mnie i zaczęła szeptać mi całą historię.

Ten  dzień zdarzył się prawie 4 lata temu. Wtedy coś odebrało mojego biologicznego ojca. Wtedy też dowiedziałam się czym jest Krąg, jaki ma cel i kim jestem. Nikt spoza Kręgu nie może się o tym dowiedzieć. A przynajmniej do teraz.
To coś, co zaatakowało nas 4 lata temu w lasie budzi się. Charles Freeman powiedział, że widział, jakieś cienie w lesie, przy samej granicy, podczas polowania. Uciekł niezauważony, ale przywrócił strach.
Luke, czyli teraz mój ojczym i przywódca Kręgu do czasu, gdy Jonathan zdecyduje się objąć te funkcję lub jak to określono "ja nie znajdę męża, z czym mogę poczekać, który obejmie tę funkcję" powiedział, że bez obstawy nie ruszam się z rezydencji lub Gardu, jeśli tam będziemy, lub innego miejsca, gdzie przebywamy w danym momencie.
Ponieważ Jia została Inkwizytorką, bardzo "pomogła". Okazuje się, że Maryse i Robert Lightwood byli członkami Kręgu, gdy jeszcze mieszkali w Idrisie. Teraz prowadzą Instytut w Nowym Yorku. Dlatego jakby odeszli. W Kręgu nazwano to stanem uśpienia, gdyż czynni członkowie mieszkają w Idrisie, na miejscu. Mniejsza.
Ich syn ma parabatai, syna zmarłych członków Kręgu. Mają zostać moją dodatkową obstawą. Cały sekret wiec zostanie w Kręgu. No i będę miała kilka całodobowych nianiek. Mojego ojczyma, mamę, brata, ciocię Amatis, która od 4 lat z nami mieszka i tą dwójkę.
To początek mojej historii, którą napisało mi życie razem z pewnymi osobami, w tym jedną szczególnie mi bliską teraz. Historia ta pełna była bólu, niekiedy wspomnień, z którymi czasami trudno się pogodzić, innym razem szczęścia wyrwanemu pędzącemu życiu. Jednak po kolei, powoli. Każdemu zainteresowanemu opowiem historię mojego życia i tajemnicy Kręgu...


2 komentarze: