sobota, 17 września 2016

Rozdział 7 cz.1

Nie wiedziałem już nic. Nie rozumiałem, czemu Clary nie mogła mi nic powiedzieć, przecież postarałbym się jej pomóc. Ma tyle sekretów a ja nie chcę siłą wtargnąć do jej myśli i umysłu. Tak, potrafię to. Po co miałem się wtrącać w jej życie, nie chciała mojej pomocy. Byłem zmęczony, to wszystko bardzo osłabiło mój organizm. Chciałem znów zasnąć, ale usłyszałem otwierające się drzwi.

- Jace, musisz wstać. Clave jedzie tu w odwiedziny i trzeba ukryć tatę oraz postawić cię na nogi. Czujesz się lepiej? - Czemu ta dziewczyna jest taka nieodgadniona? Może ona tylko udaje taką twardą?

- Teraz jest na razie ok, ale chyba jakoś sobie poradzę. Wiesz... - Urwałem nagle, bo gdy spojrzałem w jej oczy, poczułem coś dziwnego. Ona chyba zresztą też, bo jej mina ukazywała przerażenie.

- Jace... - Tylko to zdążyła powiedzieć, bo chwilę później zgiąłem się w pół. Ból, który odczuwałem, był przerażający. - Jace! - Tym razem krzyknęła.

- Aaaaa! - Nie wytrzymałem. Czułem jak moja skóra pękała, kości się wydłużały, a wnętrznosci paliły.

- Boże, co się dzieje?! Moja runa! - To był chyba Alec. Ból bardzo mnie oszołomił. Nie umiałem nad niczym zapanować. Kiedy spojrzałem na siebie, nie wierzyłem własnym oczom. Cały lśniłem, miałem złotą skórę i byłem o wiele większy. Moja głowa prawie dotykała sufitu, a on był chyba umiejscowiony na wysokosci trzech metrów. Chciałem coś powiedzieć, ale moje usta się nie otwierały.

Boże, Clary, co się dzieje? Czemu nie mogę nic mówić?

Jace, spójrz za siebie. Ja nie ogarniam...

Zrobiłem tak, jak mi powiedziala rudowłosa i... na plecach miałem parę złotych, połyskujacych w słońcu skrzydeł. Czy życie może się jeszcze bardziej skomplikować? I nagle przypomniałem sobie, dlaczego Alec i Clary przyszli do mnie.

Clave.

Oboje z Clary wypowiedzieliśmy to samo słowo w tym samym momencie.

- Jace, czemu moja runa parabatai połyskuje w złotym kolorze i czemu czułem... - Urwał, gdy spojrzał na mnie. - O ja pierdolę. To ty Jace?

Tak Alec. I możesz mówić jeszcze głośniej. Może wtedy wszyscy usłyszą.

- Sory, po prostu to jest takie... takie... niesamowite. Czy ta runa przypadkiem nie zwiększa moich możliwości?

Jesteś połączony ze mną i prawdopodobnie dzięki temu będziesz teraz tak dobry jak ja wcześniej.

- Ale czekaj, ty wrócisz do swojej dawnej postaci, prawda? - Zadał pytanie, na które nie znałem odpowiedzi.

Nie wiem. Ja nie rozumiem tego.

- To trochę moja wina - powiedziała Clary. Co? Na Michała Archanioła, czemu niby ona małaby mieć coś z tym wspólnego? - Mam moc rysowania potężnych run. Pamiętasz Alec'u, że zanim tu weszliśmy, narysowałam sobie kilka run na ręce?

- No i co z tego? - Alec chyba zaczął mi czytać w myślach. Miałem zapytać ją dokladnie o to samo.

- No bo my jesteśmy połączeni silniejszą więzią niż jakakolwiek inna. Kiedy runy zaczynaja działać na mnie, to również i na niego. Kiedy jednak popatrzylismy sobie w oczy, ja przekazałam mu jej o wiele za dużo. Nie wiem jak, ale po prostu energia przepłynęła ze mnie na niego. Przez to, że on sam miał jej dużo, jego organizm w ludzkiej postaci nie wytrzymałby tego i jego serce eksplodowałoby. Jego Archanielska natura byla ukryra do teraz. - Dobra, chyba zacząłem się już przyzwyczajac do tych niespodzianek.

- Czekaj, ale skoro to działa w jedną stronę, to w drugą również. - Alec, jaki ty jesteś genialny. Spojrzałem na Clary, która również podniosla na mnie wzrok. Skupiłem się, by oddać jej częsć energi. Nie chciałem pozbywać się całej, bo potrzebowałem jej trochę, by zregenerować siły. Zaknąłem oczy i znów poczułem ten sam ból. Tym razem dalem radę go kontrolować i nie byl już on tak silny jak poprzednio. Otwarłem oczy i w chwili, gdy osiągnąłem swój normalny wzrost, ktoś zapukał do drzwi. Gdy się otwarły, do pomieszczenia weszli przedstawiciele Clave.

- Jace, nasza Rada zadecydowała, że skoro jesteś w Idris'ie, to zamieszkasz w Instytucie w Alicante. - Przemówiła Jia.

- Nie - odpowiedziałem. Wszyscy sie zdziwili. - Wolę zostać tu, wśród moich przyjaciół. Clary mnie zaprosiła tu i zapropowała wspólne treningi, prawda? - Posłałem do niej szczery uśmiech i bardzo się zdziwiłem, gdy go odwzajemniła.

- Tak, Jece'owi niczego tu nie braknie i po treningu z naszą rodziną, stanie się jeszcze lepszy. - Teraz to ona pierwsza na mnie spojrzała, a po jej postawie wywnioskowałem, że rzuca mi wyzwanie.

- Czyli nie przekonamy cię? - Widziałem, że pani Inkwizytor byla tym rozwiązaniem zadowolona, czego nie dało się powiedzieć o reszcie.

- Nie, od dziś tu jest mój dom. - Chyba zaskoczyłem tym stwierdzieniem wszystkich. Cóż, mówilem szczerze.

...................................

Witam was i jest mi smutno. Czemu nas opuściliście? Czy już nie podoba się wam nasze opowiadanie? Nigdy nie spodziewałam się, że to napiszę, ale jeśli nie pojawi się pod tym postem pięć komentarzy, to nici z kolejnej części. Nie miałam żadnej motywacji, gdy pisałam tę część, a tak nie powinno być. Tak więc do napisania.
~PB

6 komentarzy:

  1. WOW! Po przeczytaniu tylko tyle moge napisać. To był genialny pomysł z aniołem Jace'm. Po prostu przecudownie.
    Livcia
    Ps. Ludzie, komentujcie chyba każdy chce przeczytać ciąg dalszy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja chce jeszcze!!!!!
    Pozdrawiam i życzę weny.
    Clarissa Fairchild

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie mialam mozliwosci czytania ale wróciłam i nadrabiam ! :) genialny rodział ;)

    OdpowiedzUsuń