- Jace pospiesz się. - Od dziesięciu minut słyszę nawoływanie mojego parabatai zza drzwi. Ja rozumiem, że chce już ruszać do Idris'u, ale to nie oznacza, że mam złamać kark pod prysznicem. - Co cię tak tam zatrzymuje? Znalazłeś jakąś gumową kaczkę i postanowiłeś dla zabawy rozszarpać na strzępy? - Nie powiem, jeśli Alec stara się żartować, oznacza to, że jest już podirytowany.
- Z moment wyjdę, no chyba że lubisz patrze... - Przerwał mi krzyk przyjaciela.
- Już dobrze! Siedź tam ile chcesz, ale proszę, nie kończ tego zdania. Przecież wiesz, że jestem 100% hetero. - To prawda, niestety. Zawsze odbija mi dziewczyny, które wpadają mi w oko. To wszystko przez jego szafirowe oczy i kruczoczarne włosy. Z jego bladą cerą przypomina nieco wampira, lub nie wiem czemu, ale jest podobny do mojego przodka, Will'a Herondale'a, choć nie ma naszego znamienia, które dziedziczy każdy męski potomek rodu. Z resztą jego matka i siostra również są podobne do niego. Największą jego tajemnicą jest lęk przed pająkami i nie wiem czemu, również przed parasolkami. Ale cicho, zabije mnie, jeśli komukolwiek to wyjawię.
- Już idę. Nie chcę się spóźnić. Już nie martw się, na pewno spotkasz tę jedyną, która udowodni nam, że jesteś 100% hetero. - Powiedziałem w trakcie otwierania drzwi łazienki. Mina mojego przyjaciela była bezcenna. Chyba chciał mnie zabić, ale jakaś siła uniemożliwiła mu to. Możliwe, że chodziło o nasz wyjazd do Idris'u.
- Przestaniesz się już wydurniać? Musimy ruszać. - Trzepnął mnie w ramię, jak miał w zwyczaju mnie karcić, za takie sytuacje.
Spokojnie przemierzaliśmy korytarze i już prawie znajdowaliśmy się przy portalu, gdy nagle w Instytucie pojawił się niespodziewany gość. Skąd wiemy? Jego podniesiony głos dało się słyszeć nawet w podziemiach.
- Maryce, ja muszę porozmawiać z chłopcami zanim wyjadą. Muszą poznać choć trochę historii, żeby pojęli, jak ważne jest ich zadanie... Nie, nie ma żadnego ale... Nawet nie próbuj mnie zatrzymywać... Tak, tu chodzi o tę samą siłę... Nie, nie oszalałem. Jace jest już dorosły, zrozumie... Nie, nie mogę siedzieć cicho... Maryce, obiecałem coś Valenitne'owi i teraz muszę dotrzymać tej umowy... Tylko spróbuj... Robert'cie, nie możesz, słyszysz? Oni nie są przygotowani! To nie jest walka ze znanymi wam demonami! Całe piekło się sprzysięgło przeciwko wam! Lucyfer tym razem nie da przeżyć tej dwójce... - To na pewno był Magnus Bane. Od dziecka przychodził do nas i uczył tego, czego zwykli Nephilim nie potrafili. Dla mnie było to bardzo proste, ale Alec nie zawsze dawał radę. Pewnie usłyszelibyśmy jeszcze o wiele więcej, gdyby zza rogu nie wyłonił się Robert, który bardzo szybkim krokiem zmierzał w naszą stronę i zanim się zorientowaliśmy, otworzył portal i przeprowadził nas do Idris'u. Wylądowaliśmy gdzieś na obrzeżach naszego państwa, a ja dopiero teraz zrozumiałem, że nie znam tego miejsca. W żadnym podręczniku nie ma wzmianki o portalu, który znajdowałby się w tej części kraju.
- To jest droga, którą znają tylko członkowie Kręgu. Od dziś i wy jesteście jego częścią. - Powiedział pan Lightwood, a ja i Alec popatrzeliśmy na siebie zdziwionym wzrokiem. O co tu chodzi? - Nie bójcie się, nic wam nie będzie. Pamiętajcie jednak, że działacie ukrycie, niezauważalnie. Clave nigdy nie dowiedziało się o naszej organizacji i tak ma pozostać. Działacie w wyższej sprawie, którą nasza rada zataiłaby, gdyby tylko o tym się dowiedziała i prawdopodobnie poświęciła nas i nasze cele, bo według nich śmierć pojedynczych Nocnych Łowców jest mniej tragiczna niż walka z całym Piekłem i śmierć wielu z nas. - Robert patrzył nie na nas, a w niebo. Jego oczy zdradzały gorycz i ból.
- Czy o tym chciał nam powiedzieć Magnus? - Zapytałem, bo czułem osuwający się grunt spod moich nóg. Nie rozumiałem zbyt wiele i na pewno jeszcze dużo czasu upłynie zanim cokolwiek do mnie dotrze. - Czemu nie pozwoliłeś mu porozmawiać z nami? Co mógł nam przekazać?
- Jace, to długa historia, na razie ważne jest to co macie robić. Za jakieś piętnaście minut przyjedzie tu rudowłosa kobieta i wysoki, silny mężczyzna o złotych oczach. Ona przybędzie na koniu, a on pod postacią wilka. Nie bójcie się ich, są naszymi sprzymierzeńcami. Waszym zadaniem będzie chronić córkę tej kobiety. Ona i ty Jace, jesteście kluczami w tej układance. Musisz ją strzec, ale również uważać na siebie. Kiedy przyjdzie czas, zrozumiecie swoje przeznaczenie i to, że wasze drogi są, mimo przeciwności, połączone i żadna siła ich nie zdoła rozdzielić.Wasza siła przewyższa naszą, ale objawia się w zupełnie inny sposób u ciebie i u niej. Będziecie musieli walczyć razem, bo tylko wtedy zdołacie pokonać przeciwności. - Nie rozumiałem. Nie umiałem pojąć. Stałem i patrzyłem w ziemię, zdawała się być moją jedyną pociechą.
- Skąd to wiesz? Przecież to przyszłość, nikt nie wie do czego jest stworzony, bo tego sekretu strzegą Anioły. - Wyrecytowałem to, co powtarzali nam wszyscy nauczyciele. Nikt nie zna swojego przeznaczenia.
- Archanioł Razjel pozostawił nam na ziemi kilka zwojów z przepowiedniami. Jedna z nich dotyczyła dwójki dzieci. Chyba czas ci ją przekazać Jace. Alec, czy mógłbym cie prosić... - Dopiero zdałem sobie sprawę, że mój parabatai jest obok mnie.
- Odejść na chwilę? Jasne. - Posłał mi pokrzepiający uśmiech, a sam ruszył w stronę rozłożystego drzewa, które znajdowało się kilkadziesiąt metrów od pozycji, w której znajdował się portal.
- A więc Jace, to już czas. Mam nadzieję, że zrozumiesz te słowa, bo wielu próbowało i jedyne co udało się nam z niej wywnioskować, to to, co przed chwilą ci powiedziałem. Jesteś gotowy, by usłyszeć swoje przeznaczenie? Pamiętaj, nie będzie od tego odwrotu. - Przełknąłem, zalegającą w moich ustach ślinę i skinąłem głową. - "
Dwójka dzieci, dwoje dorosłych, dwoje starców.
Zawsze i nigdy, razem i osobno.
Dwa ognie, dwie krwie, dwa charaktery.
Różnice i podobieństwa, siła i niemoc.
Razem im przyjdzie stanąć na czele dwóch armii.
Żywi i wpół martwi.
Razem i osobno.
Dusza duszy nie równa.
Armia jednego pochodzi od Pana.
Drugi powoła moją armię.
Żywi i Nieumarli staną obok siebie.
Anioły przybędą na wezwanie.
Ja im błogosławię.
Ja im błogosławię.
Ja im błogosławię...
Podczas wypowiadania tych słów, portal na nowo się otworzył. Zaczął pochłaniać Roberta, gdy ten po raz ostatni wypowiadał Ja im błogosławię... . Kiedy sekundę przed zamknięciem niematerialnych drzwi Robert otworzył oczy, nie widziałem jego, tylko skrupulatnie wpatrującą się we mnie postać, której posąg stał w sali treningowej. Zobaczyłem samego Razjela, przed którym uklęknąłem.
- Ja Ci błogosławię. - Usłyszałem po raz ostatni, ale nie ośmieliłem spojrzeć ostatni raz w portal. W tej właśnie chwili przybyły postacie, o których nam mówił pan Llightwood.
- Jace'ie, Alec'u. Jestem Jocelyn Mongerstern i przyjechałam po was. Chodźcie. - Wskazała na konie, które przygalopowały za nią. Kiedy mój przyjaciel podszedł do nas, spojrzał na mnie i wyszeptał jedynie kilka słów.
- Jaśniejesz, twoje oczy płoną, co tam się stało? - Nic nie odpowiedziałem, tylko wsiadłem na swojego konia i czekałem na to, że Alec zrobi to samo. Po chwili ruszyliśmy w nieznaną mi drogę, która od dziś była drogą mojego przeznaczenia.
Razem i osobno.
..........................
Witajcie, przepraszam, że dziś publikuję, a nie wczoraj, ale niestety miałam wyjazd do mojego kuzynostwa, o którym dowiedziałam się rano, a niestety nie skończyłam pisać tej części. Tak więc rozdział 1 cz.1 pojawia się teraz. Mam nadzieję, że się wam spodoba i czekam na cz.2 Juli. Do napisania w czwartek.
~PB
Zapowiada się ciekawie ;)
OdpowiedzUsuń