sobota, 29 października 2016

Rozdział 10 cz.1

- Jace, możesz mi to wszystko wytłumaczyć? Czemu twoje oko jest czarne? - Valentine od kilku minut zadawał mi różne pytania. Na Archanioły, czemu nie mogę mieć choć chwili wytchnienia?

- Już mówiłem. Clary jest czysta i... - Nagle usłyszałem jej głos. Czułem jej słabnącą energię.

Jace, pomóż...

Przestałem czuć Alec'a. Zacząłem się o nich bać.

- Valentine, coś jest nie tak. Clary i Alec... Ich energie są bardzo słabe...

Clary, co jest? Słabniesz. Co z Alec'iem? Gdzie jesteście? 

Ratuj. On przyszedł...

I wtedy przestałem czuć obecność ich obojga. Chociaż, była mało wyczuwalna nić między mną a Clary. Przypuszczam, że to przez moc Lucyfera, którą oboje posiadaliśmy.

- Jace, nie ma ich. Znalazłem tylko tę strzałę. - Valentine podał mi ją. Od razu zobaczyłem w niej dłoń mojej siostry. Tylko ona miała ten charakterystyczny sposób rzeźbienia.

- Mają ją. Zostań tu. - Dzięki naszej więzi, skupiłem się i postarałem myśleć tylko o rudowłosej dziewczynie. Żołądek zaczął mi się skręcać i poczułem się wręcz niematerialnym zlepkiem poszczególnych komórek. Już wiem czemu Clary zrobiła taką dziwną minę, to wcale nie było przyjemne przeżycie.

Jace... Nie zostawiaj mnie samej... Pomóż mi do cholery... Nie mam już siły walczyć...

Słyszałem jej słaby głos. Byłem już niedaleko.

Wytrzymaj jeszcze chwilę. Jest tam z tobą Alec?

Miałem nadzieję, że odpowie mi twierdząco. Ale zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, pojawiłem się w jakiejś dziwnej komnacie. Była cała czarna, jedynie łoże i dywany miały barwę karmazynową, a całe pomieszczenie oświetlały cztery pochodnie. Na środku materacu leżała tylko Clary, nie było tu mojego parabatai.

- Jace... On chce, żebym cierpiała zanim umrę. Proszę, skróć to. - Widziałem w jej oczach agonię. Walczyła, była przecież błogosławiona przez Archanioły. To był jej obowiązek.

- Nie zabiję cię. Przepraszam, że nie mam steli. - Upadłem na kolana. Chciałem płakać, ale nie mogłem. Nie czułem nic. Patrzyłem tylko w narastający ból osoby, którą zdążyłem pokochać. Byłem zły na siebie, na Lucyfera, na Alec'a, na cały świat. Ciężar, który przekazywała mi ta drobna osoba, sprawił, że moja głowa opadła, a oczy zamknęły się. - Sanitatem. Ego præcipio tibi, ut vivas. (Uzdrowienie. Rozkazuję Ci żyć.) - Podniosłem głowę. Zobaczyłem złotą poświatę, która otuliła ciało Clary. Jej twarz się wygładziła a rana zaczęła zabliźniać. Wstałem i podszedłem do niej.

- Już jest dobrze. Zabieram cię w bezpieczne miejsce - Wyszeptałem prosto do jej ucha. Drzwi komnaty się otwarły, a w nich stanął rosły mężczyzna o kruczoczarnych włosach, bladej cerze i zimnym spojrzeniu.

- To ty. Nie możliwe... - Obraz zaczął się rozmazywać. - Stój! - Lucyfer, bo on nim był bez wątpienia, przeszył powietrze w miejscu, gdzie stałem jeszcze chwilę. Czułem satysfakcję. Byłem silniejszy niż on, oboje to wiedzieliśmy.

- To jeszcze nie czas. Jeszcze się spotkamy. - Na mojej twarzy pojawił się szyderczy uśmiech. Moja przysięga na pewno się spełni. Wkrótce pożałuje wszystkiego.

- Jace, gdzie się przenosimy? - Usłyszałem słaby głos, który ukoił galopujący rytm mojego serca. Czemu tylko ona potrafiła to zrobić?

- Do mojej rezydencji. Tam będziesz bezpieczna, obiecuję. - Jej uśmiech dał mi dużo siły. Czuła się już lepiej.

- Pięknie jest urządzona. Szkoda, że nigdy wcześniej nie odważyłam się tu zajrzeć. - Przez to, że wpatrywałem się w jej piękną twarz, nie zauważyłem, że dotarliśmy na miejsce.

- Zostań tu. Zrobię coś, co pozwoli tylko tobie i Alec'owi przedostać się przez tę osłonę. Nie chcę, żeby wam stało się coś złego, nawet z mojej ręki. - Uśmiechnąłem się smutno. Ta bariera oddzieli nas na zawsze.

- Dziękuję, że się tak o nas troszczysz. Wiesz gdzie jest mój chłopak? - Zabolało, wiedziałem, że to o niego chodzi. Nie potrafiłem nic wydusić z żalu i tylko zaprzeczyłem ruchem głowy. Wyszedłem z własnego domu i odwróciłem się do niego plecami. - Ego primus factus est. Selectae by beati Archangeli, et in Caliginem. Limen domus penes omnes. Et qui cum eo electi in corde, tutam fore. Veto commune utriusque partis, et a Deo. Haec mihi etiam me. Adiuro iuramento verbum Dei. Amen. (Ja, pierwszy jeździec zagłady. Wybrany przez Archanioły i pobłogosławiony przez Ciemność. Zabraniam przekroczyć próg tej rezydencji każdemu. Niech osoba, która się w nim znajduje razem z wybrankiem serca, będzie bezpieczna. Zabraniam to zarówno siłom nieczystym, jak i tym pochodzących od Boga. To prawo dotyczy również mnie i podobnych mi. Wiążę tę przysięgę słowem Boskim. Amen.) - W czasie gdy wypowiadałem każde słowo, moje ciało zaczęło się rozrywać. Przybrałem postać Archanioła. Byłe silny, więc przysięga zyskała ogromną moc. Z nieba zaczął padać deszcz. Postanowiłem się gdzieś schronić. Kiedy mijałem niewielkie jeziorko, które było położone obok posiadłości, zobaczyłem, że na drugiej źrenicy pojawiła się czarna rysa. Tak jak przypuszczałem, ciemność zaczęła wkradać się w moje ciało coraz mocniej i została tylko kwestia czasu, kiedy upadnę.

...

Witajcie. Gdyby nie Julka, pewnie zapomniałabym opublikować ten post, choć był już gotowy od pewnego czasu. Czemu tak się stało? Nwm, może dlatego, że pod ostatnim postem nikt nawet głupiej kropki nie napisał, co oznaczałoby, że przeczytał ten rozdział, to smutne, a my nie wiemy już co mamy robić, żebyście pisali nam cokolwiek. Pozdrawiam was serdecznie.

~A

sobota, 22 października 2016

Rozdział 9 cz.2


Kiedy wjechaliśmy na teren rezydencji od razu zobaczyłam Aleca, który patrzył na nas. Szatyn zmarszczył lekko brwi po czym uśmiechnął się lekko do Jace'a. Poczułam ciepło w sercu. Nie powinni się kłócić. 
Zsunęłam się z konia blondyna. On zaraz za mną zsiadł i machnął na służącą, żeby zabrała konia do stajni.
- Gdzie byłeś ? I jak zabrałeś Clary z... A nie ważne - mruknął i przytulił go.
- Z  ? Dokończ.
- Moich ramion... - zaimprowizował, a ja uśmiechnęłam się lekko.
Siedzieliśmy razem na kanapie rozmawiając z moim ojcem o nas - mruknęłam.
- Acha - mruknął i spojrzał na swojego parabatai. - Szczęścia więc.
- Clary ci powiedziała, że to najpoważniejszy dla mnie związek ? - zapytał i objął mnie ramieniem, a ja ułożyłam głowę na jego rameniu.
- Nie, ale domyśliłem się. Trzymaj go przy sobie. To niezły podrywacz - zaśmiał się nieco sztucznie blondyn.
- Spokojnie - mruknęłam.
- Jace, musimy porozmawiać ! 
Żelazny, nieznoszący sprzeciwu głos mojego ojca przeciął powietrze. Blondyn spojrzał na Valentine'a i zmarszczył czoło. Widocznie nie odczytał myśli mojego ojca. Uśmiechnęłam się. Runa blokująca zadziałała. 
- Oczywiście - mruknął i wbiegł do rezydencji za moim wyraźnie zdenerwowanym ojcem. 
- Myślisz, że my go tak rozdrażniliśmy ? - zapytał Alec patrząc na zamknięte drzwi rezydencji. 
- Wybacz, ale myślę, że to Jace wygrał konkurs na rozdrażnienie go. 
- Czemu się z tego cieszę ?
- Bo mu nie podpadłeś jak on. 
- Czytasz mi w myślach ?
- Nie tak jak myślisz. 
- Na pewno. 
- Nie wierzysz własnej dziewczynie ?
- Wierzę. Nie wierzę w fakt, że nią jesteś.
- To może nie wierz w to, bo nie wiadomo jak twoi rodzice zareagują. 
- Nie obchodzi mnie to. Jestem dorosły i sam kieruję swoim życiem. Oni nie mogą mi mówić z kim mogę, a z kim nie mogę być, po tym jak mnie okłamali. Nie są już częścią mojego życia. 
- Nie powinieneś tak mówić. Mój ojciec też mnie okłamał. Niby wiedziałam, że jestem inna, powinnam bać się Clave, nie powinnam robić wielu rzeczy i powinnam milczeć w niektórych sprawach, ale nigdy nie wiedziałam czemu tak jest. Dopiero po jego śmierci się o tym dowiedziałam. 
- To inna sytuacja. 
- Może ci się tak wydawać, ale to nie jest tak wielka różnica. 
- Nie ? 
- Nie. Również byłam wychowana na kłamstwie. Kłamstwie, które wciskało mi wiele osób, a rzeczą, która mnie uwolniła była ostatnia wola mojego ojca... Może twoi rodzice nie chcieli żebyś miał kiedykolwiek styczność z Kręgiem i dlatego ci nic nie mówili. Wiesz, bycie członkiem Kręgu zobowiązuje do wielu rzeczy...
- Jest coś jeszcze oprócz utrzymania tajemnicy przed Clave i ochrona ciebie ?
- Wierność wobec mojej rodziny i Przywódcy Kręgu, poświęcenie życia i zdrowia dla tej sprawy...
- To wszystko łączy się w ogólnej zasadzie - nie możesz wydać innych i musisz chronić Clary. 
- W sumie tak. 
- Jesteś malarką po kimś ? 
- Po mamie. Tata nigdy tego nie rozumiał. Ja rozróżniałam kilkanaście odcieni błękitu, a on rozróżniał kilkanaście rodzajów ostrza miecza praworęcznego. Pod względem byliśmy inni...
- Z wyglądu też. 
- Jestem jak mama, a Jona jak tata. To czasem nawet zabawne. 
- Moim zdaniem dziedziczne... Ciekawe czyją urodę odziedziczy nasze dziecko...
- Zwolnij z marzeniami. Tata cię zaakceptował, ale jest jeszcze Luke, Jona, moja mama no i w teorii Krąg. 
- Jak Krąg, skoro jestem jego częścią ?
- Musi mnie chronić, więc muszą sprawdzić każdego kto ma ze mną styczność. Muszą cię sprawdzić jeszcze raz. 
- A potem mogę nazywać się twoim pełnoprawnym chłopakiem, tak ? 
- W teorii już jesteś moim chłopakiem, ale będziesz sprawdzany, żebyś zdobył zaufanie ludzi, którzy mnie otaczają. 
- Wszystko jest warte ciebie - szepnął i przytulił mnie. - Wszystko.
Uśmiechnęłam się. Poczułam się bezpiecznie ale nie trwało to zbyt długo. Usłyszałam świst strzały i poczułam, jak Alec ciągnie mnie w dół. Strzała wbiła się w ziemię kilka metrów od nas. Zobaczyłam na niej symbol Lucyfera. 
Skryliśmy się za fontanną. Ja ktoś mógł wejść na teren rezydencji z zamiarem zabicia mnie ? To przecież niemożliwe. Wszystkie zabezpieczenia powinny teraz zadziałać. 
- Alec, co planujesz ? Wszyscy są w domu. Można krzyknąć, albo powiadomić ich...
Bełt rozbryzgał wodę i wylądował zaledwie kawałek od nas.
- Nie wiem, czy zdążymy. Ta osoba ma chyba kuszę i może zmienić pozycję, a wtedy może nie być tak zabawnie - mruknął Alec, gdy poczułam ból w ramieniu. 
Strzała zadrasnęła moje ramię. Syknęłam. Moja jasnoczerwona krew zaczęła plamić ziemię. Zaklęłam, gdy podłoże stało się złote - moja anielska krew dała o sobie znać. 
- Wyleczysz się ? - zapytał wyjmując stelę.
Bez słowa nakreśliłam palcem runę na ramię. Małe irtaze pojawiło się na moim ramieniu.
- Nie to samo co stelą, ale wystarczy. Musimy ich powiadomić. O tej porze nikt nikt wychodzi.
- Na Anioła, co za zasady ?!
- Trzymające mnie przy życiu.
- Dobra, ja pobiegnę w stronę bramy, odwrócę jego uwagę. Ty biegniesz do domu. Nie oglądaj się, jasne ?
- Alec...
- Raz, dwa, trzy !
Wybiegł. Strzała poleciała tuż nad jego ramieniem. Dopiero po chwili wstałam i zaczęłam biec do domu. Byłam na schodach, gdy poczułam ból w klatce piersiowej. Padłam na ganku mogąc ledwo co unieść oddechem moja klatkę piersiową. 
- Jace, pomóż...
- Co jest ? Clary słabniesz. Clary ! Co z Alec'iem ?! Gdzie jesteście...

Zamknęłam oczy. Pod powiekami zobaczyłam go. Czarne włosy, czarna zbroja z jego wielkim symbolem na piersi. Poszarpana peleryna powiewała za nim. W oczach miał ogień piekielny. 
Spojrzał na mnie i zmarszczył czoło. 
- Moja. Jesteś moja i zawsze byłaś, i będziesz moja.   

piątek, 14 października 2016

Rozdział 9 cz.1

Szukali mnie, czułem to. Śmieszyło mnie wszystko to, co mijałem. Błoto, drzewa, kamienie, domy, albo inaczej rezydencje. Ten świat był tak nieidealny. Ludzie są nieidealni. Walczymy dla nich, a oni nijak nam za to dziękują. Zapomnieli, że mięli kiedyś obrońców. Nawet Kościół i papieże z czasem wyrzucili nas z pamięci. Już wiem, czemu Lucyfer jest jaki jest. On pierwszy przejrzał na oczy. Jacy my wszyscy jesteśmy głupi. Ciekawi mnie, czemu dopiero teraz przejrzałem na oczy. Może to dzięki Clary i Alec'owi. Ona od początku wolała jego, on od początku zatruwał mój umysł jej osobą.

Jace, gdzie jesteś? Martwimy się o Ciebie.

Czy ja musiałem ją wywołać? Po co ja jestem jej potrzebny?

Teraz? Ludzie, których prawie wcale nie znam? Kogo chcesz oszukać? Chcecie tylko mojej potęgi, uczucia się już nie liczą. Wiesz, byłem głupi, ty i reszta Kręgu nadal jesteście, a Clave zapłaci za wszystko.

Nie rozumiem skąd we mnie wziął się ten cały gniew, ale był silniejszy niż ten cichy głosik w mojej głowie, który podpowiadał mi, że prawdziwy ja nigdy nie myślałbym tak.

Co ci się stało? Czemu tak mówisz? Jeżeli to przez to, że powiedziałam Alec'owi i on cierpi, to nie musisz już się bać o jego uczucia. Jest już o wiele lepiej.

Czy tylko o to chodziło? Nie, na pewno nie.

Zaufałem ci, a ty co? Przy pierwszej lepszej okazji powiedziałaś mojemu przyjacielowi jedno z moich wspomnień. Tak się nie robi. Ja też mam kurwa uczucia. Wszyscy przejęli się nim, a o mnie można było zapomnieć, bo ja jestem tylko Jace'em, który i tak poradzi sobie ze swoimi uczuciami. Nie, ja też już nie ma siły. Pogubiłem się Clary, a osoba, której postanowiłem oddać cząstkę siebie, nigdy nie będzie moja, ani ja jej.

Nie wiem, czemu jej to powiedziałem, ale nagle wszystko wróciło do mnie. Złość opuściła moje ciało. Było o wiele lepiej. To ona jest powodem moich wszystkich negatywnych i pozytywnych uczuć. A ona? A ja? To jest niemożliwe, ona nie jest Aniołem, jest po prostu silniejszym Nephilim. My nigdy nie zaistniejemy. Archanioły nie mogą mieć ani partnerek, ani dzieci. Byłem bezsilny. Z moich oczu zaczęły płynąć złote krople. Moja posoka. Zacząłem się śmiać. Wszystko było zbyt ciężkie, nawet dla mnie.

- Dlaczego?!!! Czemu mnie wybraliście?!!! Jestem za słaby!!! Prawie się poddałem!!! - Moje krzyki byłe pełne goryczy. Wiedziałem, że One to usłyszały. Nikt więcej, byłem sam. Moje serce pękało, bolało. Chwyciłem obiema rękami moje włosy i zacząłem za nie ciągnąć. Mimo że to nie pomagało, mogłem na chwilę zmniejszyć ból wewnętrzny, tym który robiłem sobie fizycznie.

Ja nie wiedziałam... Przykro mi. Nie powinieneś być teraz sam. Gdzie jesteś, przyjdę, spróbuję pomóc.

Zrobiłem coś, czego się nie spodziewałem, choć czułem, że potrafię zrobić.

- Jace, jak ty mnie tu... Co się... - Widziałem zdezorientowanie w jej oczach. - Ty płaczesz?

- Nie, kupiłem złoty brokat w płynie. - Starałem się odwrócić wzrok. Nie chciałem, żeby zobaczyła te wszystkie uczucia. To jedno, którego nie powinienem czuć.

- Nie pieprz głupot. Widzę przecież. - Usiadła obok mnie i ręką zwróciła moją głowę w swoją stronę. - Boże, twoje jedno oko... Twoja tęczówka jest czarna, a nie złota. Kiedy to się stało? Od czego? - Clary zadawała pytania, na które nie znałem odpowiedzi. Albo...

- Po tym jak wróciłem do normalnej postaci, tuż przed pojawieniem się Clave, zacząłem czuć ten dziwny mrok, który wszystko mi zaczął podpowiadać. Jasmine powiedziała mi, że to przez to, że Lucyfer przeklął nas oboje, ale mnie Archanioły uratowały. Teraz pochłaniam całą złą energię, jeśli mam z nią styczność. Tylko Jasmine mogła mi zaaplikować je choćby... - Przerwałem, gdyż Clary wydała z siebie jakiś zdławiony jęk. Kiedy spojrzałem na nią, zobaczyłem przerażenie na jej twarzy.

- To moja wina. - Zbliżyła swoją twarz do mojej, całą siłą woli powstrzymałem się przed zwilżeniem swojej dolnej wargi. Ona była taka piękna.

- Nie pieprz głupot. - Mój głos był niższy niż zwykle. Boże, czemu to jest złe?

- Ja mam w sobie część mocy samego Lucyfera. Kiedy przekazałam ci energię... - Rozszerzyłem oczy.

- Oddałaś mi jego moc. A ja oddałem ci czystą energię... - Teraz wszystko by się zgadzało.  - Już nie jesteś zniewolona jego mocą, ale ja mam jej dwa razy więcej. On nie może wiedzieć, że szuka tylko mnie. Wykorzystałby do tego Jasmine. Kiedy myśli, że jest nas dwójka... - Nie dała mi skończyć, bo postanowiła sama to zrobić.

- Nie zaatakuje tak szybko i będziemy mieli więcej czasu. - Czy już mówiłem, że jej spostrzegawczość zauroczyła mnie najbardziej? Nie? To właśnie teraz wiem, że tak jest.

- Dobra, mówiłaś, że się martwiliście. Może powinniśmy wrócić do domu, bo to oni zaczną wojnę z samym Lucyferem. - Lekko się uśmiechnąłem. Niestety Clary oddaliła się ode mnie. Poczułem się trochę gorzej, ale nie pokazałem jej tego.

- Wiesz, że od teraz możesz mi o wszystkim powiedzieć, już nikomu o niczym nie wspomnę bez twojej zgody. - Patrzyła teraz z taką powagą. Wiem, że mówiła szczerze.

- Dobrze, a teraz czas wracać do domu. - Po minie dziewczyny wywnioskowałem, że przygotowywała się na teleportację, ale niestety, ja postanowiłem inaczej. - Normalnie Clary, na moim koniu. - Zdziwiła się, ale po chwili posłała mi tylko jeden ze swoich uśmiechów i pierwsza siadła na białego konia. Ten powrót do rezydencji nie mógł być lepszy.

- Tylko trzymaj łapy przy sobie. Ja i Alec staramy się stworzyć związek, jeśli tak da się ująć zależność między sobą po spędzeniu kilku dób razem. - Zabolało. Cholernie zabolało i już chciałem uderzyć pięścią w drzewo, kiedy pomyślałem, że przynajmniej ona i mój przyjaciel będą szczęśliwi. Przecież ja i tak nie mógłbym jej mieć.

.......

Hej, witajcie. Kolejna cz naszego opowiadania wędruje do was. Dziś mam bardzo ładną pogodę za oknem, ale raczej z niej nie skorzystam, bo mam tyle nauki, że nie wiem nawet w co ręce mam włożyć. Życzę wam udanego weekendu i z okazji dnia wolnego od szkoly, dodaję wam ten rozdział dziś. Pozdrawiam was serdecznie

~A

sobota, 8 października 2016

Rozdział 8 cz.2


Pewnie. Jace gdzieś zwiał, Alec był załamany, a ja miałam ochotę gdzieś uciec. Uciec gdzieś daleko. Dalej niż zapomniany strych rezydencji. Siedziałam przy małym okienku wdychając zapach kurzu, podczas gdy reszta szukała Jace'a. Nikt nie wiedział, gdzie poszedł ale Tessa pamiętała, że wnuk chciał o czymś z nią porozmawiać, jeszcze przed wizytą Clave. Czy mógłby uciec ? 
Wyjrzałam przez okienko i zobaczyłam Alec'a, który rozmawiał o czymś z Magnusem. Szli powoli alejką wśród kwitnących kwiatów. Chłopak był załamany, nawet stąd to czułam. Bane podał mu paczkę chusteczek, musiał płakać i pociągać nosem.
Serce zaczęło mi się kroić, gdy patrzyłam na załamanego szatyna. To była moja wina. Może i nawet Jace przeze mnie uciekł ? Bo go znów obraziłam ? Ale on tego nie rozumiał. Nie rozumiał, jak to jest żyć w ciągłym strachu przed Clave, jak to jest ukrywać się zaledwie kilka minut jazdy od osób, które z zimną krwią zabiłyby mnie, moich rodziców i cały Krąg. Nie wiedział jak to jest, kiedy twój największy strach jest w twoim domu, a ty musisz do niego wyjść, uśmiechnąć się i zaprezentować mu się z najlepszej i najniewinniejszej strony. 
Poczułam łzy na policzkach. Ostatnio byłam coraz słabsza emocjonalnie. Za dużo naraz. Całe życie myślałam, że już mnie nic nie zaskoczy, ale myliłam się. Ostatnie dni sprawiały, że czułam się coraz gorzej. Zwinęłam się w kłębek.
Byłam zniszczeniem. Ciemnością. Końcem. Potworem. Czemu w ogóle się urodziłam ? Czemu anioły dały mi to cholerne serce ? 
- Czemu wszystko musi się teraz walić ?! - krzyknęłam i kopnęłam w stary kufer.
- Nie wiem Clary. - Podskoczyłam, gdy usłyszałam głos szatyna.
Alec siedział, przy wejściu na strych, na ostatnim szczeblu drabiny. Patrzył na mnie z bólem mieszającą się z troską. Drobinki kurzu tańczyły wokół niego w świetle, jaki wpuszczał na strych. 
- Przecież... 
- Widziałem jak patrzyłaś na mnie i Magnusa. Jako strzelec niemal wyborowy mam dobry wzrok no i zawsze runę - mruknął po czym zamknął klapę i podszedł do mnie.
Usiadł obok i popatrzył na mnie. Wyciągnął z kieszeni chusteczkę i podał mi ją. 
- Często płaczesz - stwierdził, gdy wycierałam złotą ciecz. 
- Tylko ostatnio. Wszystko wokół mnie się wali... Albo to ja wszystko niszczę jak w twoim przypadku...
- Jace wiedział o tym ? 
- Na to wygląda. Nie wiem, kto mu powiedział, ale nie ja. Wiedział od kogoś innego. 
- Nie powiesz mi od kogo. 
- To nie moja sprawa... Z resztą sprawy rodzinne Lightwoodów też nie są moją sprawą, ale nie mogłam ci nie powiedzieć. Zasługiwałeś by wiedzieć. 
- Czemu dalej wiszą tu ich twarze ? 
- Krąg często się zmieniał, a raczej jego skład. Wolimy wiedzieć, kto mógłby coś powiedzieć Clave na mój temat... Kogo się wystrzegać w tym domu. 
- Wystrzegałaś się mnie ? 
- Nie. Magnus mi sporo o was opowiadał i mówił mi, że jesteś lepszy od rodziców. 
- Muszę mu podziękować za taką opinię - mruknął, a ja uśmiechnęłam się lekko. 
Zawiał chłodny wiatr wieczorny. Przez parę dziur pomiędzy sufitem, a ścianami przedarł się na strych. Zadrżałam. 
Alec musiał to zauważyć. Przytulił mnie ramieniem.
- Chłodnawo tu. 
- Niektóre ściany mogą być nieszczelne. To jedna z pierwszych rezydencji jakie powstały w Idrisie. 
- Na dole nie ma takiego zimna - zauważył. 
- Ogrzewanie... Tylko inne. Piec i rurki - mruknęłam. 
Magnus mówił mi jak ogrzewa się domy Przyziemnych i niektóre Instytuty, które powstały jeszcze w XX, a nawet XXI wieku. 
- Clary... Co się dzieje ?  
- Ja i Jace będziemy musieli pokonać...
- Nie o to m chodzi. Co się z tobą dzieje ? Widzę, że coś jest nie tak. Może nie znam cię długo, ale skoro każdy patrzy na ciebie ze współczuciem, siedzisz sama w kurzu, na strychu mimo, że jest tu zimno, często płaczesz... Coś musi się dziać. 
- Nie mogę ci powiedzieć Alec. Obiecałam, że nikomu nie powiem. 
- Clary. Możesz mi zaufać. Nie jestem jak moi rodzice. Ne wydam cię nikomu nawet jeśli by mieli pozbawić mnie Znaków...
- Nie mów tak. Nie wiesz o co chodzi i...
- Wyjaśnij mi. Clary. Chcę ci pomóc. Mam cię chronić i będę to robić, okey ? Choćbyś tego nie chciała będę i koniec - szepnął. 
Nic nie powiedziałam. Nie wiedziałam, co niby miałam odpowiedzieć szatynowi. Milczałam więc patrząc na podłogę. 
Nie trwało to jednak długo. Młody Lightwood ujął mój podbródek dłonią i niejako zmusił do patrzenia prosto w jego niebieskie tęczówki. Piękne błękitne tęczówki. 
- Alec nie mogę... - szepnęłam
- Ktoś cię skrzywdził ? Co się dzieje ? Chcę ci pomóc. Może nie wiele rozumiem z tego co się dzieje, ale nie pozwolę ci tak cierpieć. Clary... Pozwól sobie pomóc.
Zamknęłam oczy. 

Zobaczyłam sale treningową wspinałam się po raz kolejny na linę, żeby przejść po belkach. Tata czekał na mnie na belce patrząc jak się wspinam. 
Kiedy stanęłam na belce chciałam sama iść, ale tata złapał mnie za ramiona. Stanęłam i odwróciłam się do niego z pytaniem w oczach. 
- Skoro nie umiesz to pozwól sobie pomóc Clary. Sama nie zwojujesz wiele. Pozwól, że ci pomogę...

- Clary - usłyszałam.
Otworzyłam oczy. Alec patrzył na mnie. Był zmartwiony. Trzymał obiema dłoniami moją twarz. Pogładził mnie po włosach, kiedy rozchyliłam szerzej powieki. 
- Co się... ? 
- Jestem samym złem Alec. Anioły dały mi cząstkę Lucyfera... - szepnęłam ledwie słyszalnym głosem. 
- Co ? Ale ty jesteś dobra i...
- Dały mi jego moc, którą stracił upadając, ale ta potęga może sprawić, że upadnę jak on. Jestem tak potężna, że tylko Jace może mnie pokonać. Jestem Poranną Gwiazdą... To ja mam rozpocząć koniec zła i zaprowadzić Nefilim do nowej epoki...
Alec patrzył na mnie. Skanował każdy szczegół mojej twarzy. Wreszcie wziął dłoń z mojego policzka i objął nią moją chłodną dłoń. 
- Nie jesteś zniszczeniem Clary. Może i krótko cię znam, ale wiem, że ty jesteś od tworzenia. Jesteś artystką. Malarką. Ty nigdy niczego nie zniszczyłaś...
- A w sprawie twoich rodziców ? 
- To oni zniszczyli mi kawałek życia. Nie ty. Ty nic nie zniszczyłaś i nie zniszczysz. Nie jesteś do tego zdolna... - szepnął zbliżając swoją twarz do mojej. 
Nasze oddechy mieszały się ze sobą. I podobało mi się to. Miałam motylki w brzuchu. Otarł swoim nosem mój nos. 
- Ty nie zniszczyłaś mi życia, ale można powiedzieć, że tworzysz jego nowy rozdział... 
- Alec... Chyba mnie przeceniasz...
- Cóż... Chyba nie - mruknął z lekkim uśmiechem.
Poczułam jego usta na moich. Przez krótką chwilę. Delikatnie przez chwilę nasze wargi dotykały się. Odsunął się jednak. 
- Przepraszam - wyszeptał. - Chciałem cię pocieszyć. Naprawdę nie chciałem tego... Nie myśl, że chcę cię jakoś wykorzystać, czy coś... - Wstał. 
Wstałam za nim i złapałam go za ramię, żeby go zatrzymać. 
- Alec, poczekaj. Mam pytanie. Moja kolej na zadanie pytań - mruknęłam.
Spojrzał na mnie. Gryzł swoją wargę. Nerwowo bawił się palcami w dłoni. 
- Clary...
- Alec, nie chcę czytać w twoich myślach, więc po prostu powiedz. Co do mnie czujesz ? Albo czy cokolwiek czujesz ? Czy ten drobny jak na razie incydent coś dla ciebie znaczy ?
Chłopak patrzył na mnie tymi pięknymi, błękitnymi oczami. Podszedł do mnie i ujął moją twarz dłonią. 
- Od momentu, w którym cię zobaczyłem Clary wydawałaś mi się najpiękniejszą dziewczyną jaką zobaczyłem. Jednak dziś... Dziś się przekonałem, że... Że to co widziałem to fasada, pod którą ukrywa się anioł. Chyba nawet mój anioł stróż. I nie obchodzi mnie to, że możesz upaść jak Lucyfer, bo wiem, że ty tego nie zrobisz, bo jesteś za dobra. A ty jesteś aniołem. Aniołem, który... Którego chce mieć przy boku, bo wprowadza światło do mojego życia. I możesz to nazwać samolubstwem, ale... Ale chcę być z tobą, okey ? Teraz wiem, że chcę ci pokazać, że nie jesteś zniszczeniem. Kiedy mi to powiedziałaś wiedziałem, co chcę zrobić. Pokazać ci co stworzyłaś, a raczej co zaczęłaś tworzyć. Zniszczyłaś kłamstwo, na którym byłem wychowany. Teraz proszę cię, abyś została ze mną i pokazała dobrą drogę aniele...  Clary... Na Anioła chyba jestem tobą nie tylko zauroczony, a zakochałem się okey ? I zrozumiem jeśli ty tego nie czujesz...
- Akurat czuję to... - szepnęłam. 
Podeszłam do niego jeszcze bliżej. Umieściłam dłoń na jego ramieniu i stanęłam na palcach, żeby go delikatnie pocałować, jednak dalej był trochę za wysoki bym sięgnęła jego ust. 
Chłopak zrozumiał jednak i delikatnie pochylił się łącząc nasze usta. Przysunął do siebie i delikatnie wplątał dłoń w moje włosy. Uśmiechnęłam się lekko, kiedy odsunął się i oparł swoje czoło o moje. 
- Jesteś taka drobna. Taka drobna, dobra istotka, która zmienia świat... 
-  Drobna więc potrzebuje ochrony - szepnęłam.
- Zapewnię ci ją kochanie - szepnął i pocałował mnie w nos.
- Kochanie ? 
- Wolisz aniołku ? A może słoneczko ? Płomyczku ? 
- Już masz dla mnie przezwiska ? Szybki jesteś. 
- Wolę cię zdobyć przed innymi.
- Zdobyć ? 
- Zdobyć twoje serce...

sobota, 1 października 2016

Rozdział 8 cz.1

Nienawidzę Cię.

Powiedziałem co czuję i ruszyłem w jakąś nieznaną mi część rezydencji. Niestety Jonathan nadal nie zdołał mnie po niej oprowadzić. Czułem jednak, że zbliżam się do sali treningowej, w której ukryliśmy Valentine'a. To dzięki jego energii wiedziałem gdzie mam iść.

Musiałam mu powiedzieć. Miał prawo wiedzieć. Ciesz się, że nie wspomniałam o tym, że jego rodzice posłali Ciebie i jego na śmierć i tylko dzięki Razajelowi żyjecie.

Miałem ochotę śmiać się, płakać i walczyć z demonami.

Wiesz co, mów mu o wszystkim. Przecież on kurwa może być jeszcze bardziej zniszczony.

Czemu teraz nagle zaczęła mnie słuchać i rozmawiać ze mną. Przecież jestem totalnym zerem, zadufanym w sobie dupkiem i moje słowa są mniej warte niż przysięga ze strony demona.

Jace, ja zrobiłam to dla jego dobra. Miał całe życie tkwić w kłamstwie?

Może Clary miała racje, ale nie czuła w sobie teraz uczuć Alec'a. On jest załamany. Czuje się zdradzony i okłamywany. A ja? Po raz pierwszy w swoim życiu miałem w sobie nagromadzenie tylu negatywnych myśli. W moim przypadku, było to wręcz niemożliwe, a jednak. Rozpierała mnie energia, a w głowie zaczynały pojawiać się mroczne wizje, które na swój sposób były intrygujące.

Wiesz co? Ty najlepiej wiesz co jest najlepsze dla innych, ale o sobie już nie myślisz. Wiesz, to jest śmieszne.

Nie wiem, skąd we mnie jest we mnie tyle niechęci do ludzi i wszystkiego co się z nimi wiązało. Zacząłem rozumieć moją siostrę. Ona miała dużo racji, kiedy raniła wszystkich 'dobrych' ludzi, bo tak na prawdę nie byli nic warci.

Jace, co się dzieje? Czemu jesteś taki zły. Czy twój parabatai nie zasługiwał na prawdę. Chciałbyś być tak traktowany, jak chciałbyś go traktował? 

A co ty wiesz o mnie i Alec'u, co? Nie wiesz przez co przeszliśmy. Jego rodzice spisali dawno na straty. Wiedzieli, że skoro jest moim parabatai, to Clave będzie chciało zniszczyć nas oboje. Jeszcze Jasmine raniła nas oboje...

Przestań. To jest przeszłość. Teraz jesteście częścią nas. My nie zdradzamy swoich, kochamy jak własną rodzinę. Jace, ja wiem, wiele złych rzeczy was spotkało, ale nie poddawaj się im. One cię zniszczą. Wystarczy, że ja jestem niebezpieczna.

Nie wiedziałem, o czym ona mówiła, ale wcześniejsze słowa mnie nieco uspokoiły. Nie rozumiem, dlaczego wystarczy jej kilka słów, abym znów widział drugą, lepszą stronę życia. To dziwne uczucie, które po raz pierwszy czułem tak intensywnie, byłem komuś potrzebny. Nagle poczułem się pusty. Oparłem się o ścianę, po której opuściłem się do pozycji siedzącej.

- Ja nie jestem na tyle silny... To jest zbyt ciężkie... - Zaszlochałem. Mój pusty szept nie dotarł do żadnych uszu. Nikt nie przyszedł, nie pomógł poukładać tego wszystkiego w mojej głowie. Właśnie teraz zdałem sobie sprawę, że potrzebuję innych osób, które mnie wspierały, były obok, doradzały w każdej, nawet najbardziej błahej sprawie. Babciu, jadę do ciebie. Musimy porozmawiać.

~~~ pół godziny później ~~~

Jace, gdzie ty jesteś? Czemu Alec przestaje wyczuwać twoją energię?

Ha ha ha, ta młoda Morgenstern'ówna już opanowała rozmowy umysłowe? Brawo braciszku.

- Jasmine, co on z ciebie zrobił? Czemu się poddałaś jego woli? - Moja siostra nie wyglądała już jak człowiek. Miała skórę bledszą, niż jakikolwiek wampir, włosy koloru gnijącej trawy, a tęczówki pozbawione jakiejkolwiek barwy. Pozbawiona ust twarz komponowała się idealnie z kościstą posturą.

On mnie stworzył. Do niego należę. Zresztą tak samo jak ty.

- Nie prawda. Mam w sobie anielską posokę, pobłogosławiło mnie sześciu Archaniołów...

Siedmiu, jeśli mamy być szczegółowi. Zanim Archanioły cię pobłogosławiły, Lucyfer zdołał rzucić na nas oboje klątwę. Niedługo będziesz do nas należał. Ale na razie musimy się pożegnać. Do zobaczenia braciszku.

Moja siostra zaczęła się dematerializować. To było niemożliwe. Nikt tego nie potrafi. Nawet najważniejsi Archaniołowie.

Pamiętaj, dzieci są silniejsi od swoich rodziców.

To zdanie dało mi do myślenia. Czy ja mógłbym być tak potężny?

....

Miśki, kocham was bardzo mocno, ale nie wiecie, jak mało miałam motywacji, kiedy widziałam, że tak słabo skomentowaliście posta Juli... Mamy za każdym razem dawać progi komów, żeby dowiedzieć się, co sądzicie o opowiadaniu? Ja na prawdę teraz mam bardzo mało czasu, bo szkoła i cała masa nauki, ale mobilizuję się i poświęcam kilka godzin, żeby stworzyć dobrą notatkę i mega jestem zawiedziona, że tak niewielu czytelników poświeca te kilka minut, żeby napisać swoją opinię. Nie chcę wyjść na tą gorszą, bo Jula nie wymaga. Jej też jest przykro. Ostatnia notatka na jej blogu to pokazuje.

~A