sobota, 23 lipca 2016

Rozdział 1 cz.2



- Clary, Clarisso... - usłyszałam szept
Otworzyłam oczy. Byłam w naprawdę pięknym miejscu. To była polana. W oddali widziałam las. Czułam zapach bzów, polnych róż i innych wspaniałych kwiatów. Na skórze czułam ciepło. Gdy spojrzałam w górę widziałam jasne niebo, bez chmur. Zamknęłam oczy - słońce było za mocne. 
Po chwili znów rozchyliłam powieki i popatrzyłam w stronę, z której dobiegał mnie głos.
Tak znajomy i kochany mi głos. Głos, który kiedyś co rano mówił, że jestem jego słońcem, który budzi dla niego dzień. Głos taty.
Zobaczyłam go. W białym garniturze, jak zwykle z resztą. Zawsze elegancki. Uśmiechał się do mnie. Jego białe włosy jaśniały przez słońce. On cały jaśniał. Podszedł do mnie i pomógł mi wstać. 
Dopiero wtedy zauważyłam, że byłam w białej, prostej sukni bez ramiączek. Suknia sięgała ziemi, ale była z tak lekkiego materiału, że byle podmuch sprawiał, że powiewała na wietrze. 
- Tato...- szepnęłam, a do moich oczy napłynęły łzy
- Nie płacz kochanie. Już niedługo to się skończy. On już jedzie.
- Ale kto ? 
- Ten, który powoła Armię Razajela, poprowadzi Nefilim. 
- W końcu pomścimy cię tato... - szepnęłam czując, jak lata treningów, przygotowań ukształtowały mnie i pokazały mi mój cel na najbliższy czas - pomścić człowieka, którego kocham, mojego ojca
- Zemsta to nie wszystko. - wyszeptał i pocałował mnie w głowę - Nie zostałaś ocalona po to, by pałać gniewem. Zostałaś ocalona, by ocalać...
- Wiem... Chodź nie brzmi to najlepiej. - mruknęłam
- Cała Jocelyn... Masz po niej wygadane... Pilnuj ich. Ona, Luke, Jonathan i ty. Jesteście moim wszystkim... Kocham was... - oddalał się. Wszystko znikało.
- Tato nie! Proszę. Wróć ! Tato ! - krzyknęłam upadając

Poderwałam się nagle.
- Auć! Siostra. - usłyszałam jęk
Centralnie przede mną siedział Jonathan, który rozmasowywał swoją szczękę. Mój brat bardzo przypominał mi tatę. Te same rysy twarz, włosy, gracja podczas walki i sposób obmyślania taktyki. Był jednak skazany na zielone oczy Fairchildów, na dłonie szczupłe i o delikatnej budowie, jak u artysty, a kiedy spał na niewinny wygląd.
- Co tu robisz ? - zapytałam przeczesując swoje rude kołtuny
- Krzyczałaś, żeby tata wrócił. - wyszeptał i dotknął mojej twarzy - Przestraszyłem się. Nie wiesz, jak to jest żyć, ze świadomością, że twoja siostra... była martwa...
- Miałeś rok. Nie pamiętasz tego.
- Miałem prawie dwa lata. Gdybyś łaskawie poczęła się dwa miesiące później byłoby dwa lata różnicy... A w dodatku... Kiedy tata mi to mówił. Byłem przerażony, bo byłaś moją małą siostrzyczką... - dotknął mojego czoła swoim czołem
- No cóż. Ty wiedziałeś mając 10 lat. Ja dowiedziałam się mając 14... - szepnęłam - Że też nigdy nic mi nie mówiło, że urodziłam się martwa...
- Nie myśl teraz o tym. - poprosił
- Śnił mi się tata. Powiedział, że ten drugi już jedzie... I kazał mi was pilnować. Ciebie, mamy, Luke'a. Powiedział, że jesteśmy jego wszystkim... - łzy napłynęły do moich oczu
- Cii... - Jonathan przytulił mnie do siebie i zaczął kołysać
Zupełnie nie przeszkadzał mu fakt, że byłam w lekkiej koszuli nocnej i w dodatku bez stanika. Zresztą to był mój brat. Mój kochany starszy brat.
Jonathan, który pomagał mi zasypiać w nocy, kładąc się koło mnie i pozwalając mi, abym kładła na jego piersi głowę i nasłuchiwała bicia jego serca, które pompowało krew Morgensternów. Krew, naszego ojca...
- To czemu mnie budzisz ?
- Bo masz się ubrać. Mama i Luke pojechali po twoje niańki... - zaśmiał się i ucałował mnie w czubek głowy
- To leć je powitaj i przedstaw reguły. - mruknęłam
- Och nie chcę ich straszyć tym, że jak będą cie rozbierać wzrokiem, to wydłubie im oczy tępym nożem i posypie oczodoły solą, że jeśli cię będą chamsko dotykać, to amputuje im dłonie poprzez uprzednie zgniecenie przez galopującego konia, który z tysiąc razy po nich przejedzie, a jeśli będą cię podrywać obleśnymi tekstami to utnę języki i wleje do gardeł rozgrzany metal. Po co im to mówić ?
- Nie wiem. - powiedziałam patrząc na niego trochę przerażona - Nie zrobisz chyba tego na serio, co ? Jeden z nich, ma ze mną połączone przeznaczenie...
- Kto powiedział, że będzie mu potrzebna zdolność mowy ? - zapytał rozkładając się na moim łóżku, kiedy ja wstałam i podeszłam do szafy wybrać ubrania.
Szykowała się ładna, majowa pogoda dziś, więc wybrałam moją białą koszulę na krótki rękaw i krótkie, czarne spodenki. Wzięłam do tego moje ulubione czarne trampki na obcasie. Dyskretnie wzięłam również stanik. Poszłam do łazienki, aby Jonathan mnie nie widział. Może i miałam parawan, ale na wszelki wypadek...
Wzięłam orzeźwiający prysznic. Umyłam włosy, aby lepiej się układały. Po wysuszeniu ciała ubrałam się i wzięłam za nieszczęsne włosy.
Moje rude loki były jak u mamy czyli niesforne do potęgi 5 ! Uczesałam się więc szybko w kucyka puszczając dw
a pasma włosów przy twarzy wolno. Pięknie.
Teraz makijaż. Jak zwykle - tusz do rzęs, ochronna pomadka specjalnie przygotowana przez znajomego czarownika, tak aby wzmacniała moje biedne wargi, które niekiedy po treningach, były rozcięte przez przegryzienie, jakiś upadek przy walce, co się czasami zdarzało, kiedy walczyłam z Jonathanem, który był ode mnie lepszy, dzięki swojej budowie ciała.
- Bóstwo. - powiedział Jonathan widząc mnie
- Brat Bóstwa. - mruknęłam, gdy wstał
Skierowaliśmy się na dół, chcąc przywitać, tą moją straż przyboczną i tego, z którym mam powiązane przeznaczenie.
Idąc korytarzami naszej rezydencji myślałam jak tu się zmieniło.
Odkąd Luke został naszym ojczymem rezydencja zyskała mimo wszystko. Na pustawych ścianach korytarzy zawisły portrety naszej rodziny i Kręgu. Co było w tym wszystkim dla mnie najzabawniejsze ?
Clave nie wiedziało o istnieniu Kręgu, lecz Jia Penhallow, Inkwizytorka była członkinią tak samo jak jej mąż Patrick. Nikt jednak nie podejrzewał, że coś takiego może istnieć, bo wszyscy, którzy są w Kręgu to bliscy przyjaciele mojego ojca, lub mojej mamy. Każdy przedstawiciel Clave, który jakimś cudem zdobył się na odwagę odwiedzić nas i sprawdzać moje i Jonathana postępy sądził, że to obraz, na których są po prostu przyjaciele, a nie tajna organizacja, która ma mnie chronić.
W dodatku na korytarzu pojawiły się portrety taty. To czasem sprawiało, że czułam jego obecność jeszcze mocniej.
- Clary, sądzisz, że ty i ten Jace się pobierzecie ? - zapytał nagle Jonathan
- Co ?! O czym ty myślisz ? - zapytałam patrząc na niego z niedowierzaniem
- Jesteście połączeni przeznaczeniem... - wzruszył ramionami
- Będziesz próbował mnie z nim zeswatać, by uniknąć stanowiska przywódcy Kręgu ?
- Tata chciałby bym objął tę funkcje, jednak ja nie chce. Nie czuję się na siłach...
- Jona. Luke jest przywódca i świetnie sobie radzi. Nikt cie nie obwini, jeśli zrezygnujesz.
- Wiem, ale... Nie nazywaj mnie JONA ! - krzyknął, a ja roześmiałam się
- Och no dobrze braciszku. - wykrztusiłam w końcu
- Panienko Clarisso. Paniczu Jonathanie. - usłyszałam
Przed nami stała służąca, Jane. Dziewczyna była 2 lata ode mnie starsza. Miała brązowe loki i niebieskie oczy. Jej opalona cera kontrastowała z jasnym ubraniem naszej służby, ale nie każdemu się dogodzi.
- Pani Jocelyn i pan Luke proszą do gabinetu. Przyjechał już panicz Herondale i Lightwood. Czekają tam.
- Dziękujemy. - powiedział Jonathan
Skierowaliśmy się we wskazane miejsce, a ja zaczęłam się denerwować.
Jaki jest ten cały Jace ?
A jego parabatai ?

Jak mamy użyć "mocy" ?
Czy się zgramy ?

Czy się w ogóle będziemy dogadywać ? 

2 komentarze: