sobota, 24 września 2016

Rozdział 7 cz.2

Hej ludziki !
Jak tam u Was ? Szkoła daje o sobie znać, czy jest jeszcze do wytrzymania ?
Bo u mnie spoko, tylko jedna wada - jestem skarbnikiem klasowym.
No ale cóż wola ludu. Taką samą wyraźliliście w komentarzach tydzień temu. 
Powtórzycie osiągnięcie, czy nie ?
Ale bez obaw. Za tydzień Politowanie-Alice- doda posta.
To co ? Miłego czytania i za dwa tygodnie.


- Jeszcze raz - powiedział po raz kolejny jeden z trzech przedstawicieli Clave, którzy przyjechali razem z Jią, bodajże Ravencroft. - Jace zranił się na treningu i dlatego był w sali ? 
- Tak - powiedział Luke popijając stek czerwonym winem.
Spojrzałam na trzech mężczyzn z Clave. Niezbyt dyskretnie patrzyli jak mój ojczym elegancko stawia kieliszek do wina na stole i bierze nóż do ręki, aby kontynuować posiłek. 
Zawsze bawiło mnie to, iż w opinii publicznej Luke był nietaktownym wilkołakiem bez gracji, ale kiedy przychodził do nas do domu, ktoś z zewnątrz to "niby niewychowany" wilkołak popisywał się nawet przy prostych rzeczach niezwykłą gracją i elegancją.  
- Czemu się dziwicie ? Każdy czasem się zrani. Niby nikt nie jest idealny - wtrącił Alec spoglądając na nich.
- Ja jestem idealny, bo to była Clary wina. - Usłyszałam.
Jace podszedł do stołu i usiadł koło mnie. Dziwnie się czułam siedząc pomiędzy parą parabatai, ale nic nie mówiłam, ani nie pozwoliłam, by ktoś cokolwiek zauważył. Blondyn zasiadł do jedzenia dopiero, gdyż musiał się przebrać. Nie poczekaliśmy to fakt, ale lepiej mieć wizytę Clave za sobą. 
- Jak to wina Clarissy ? - dopytała Jia unosząc brew. 
- Jego wina. Brak refleksu - wtrąciłam, zanim ten nieskończony idiota otworzył usta.
- Nie jestem idiotą. 
- Nieskończonym. Masz dalej szansę wyjść na "da się znieść jego poziom wiedzy".
- Ej. 
- Cicho ! 
- Brak ? - zdziwił się znów Ravencroft. 
- Rykoszetu nie odbił - mruknęłam rzucając blondynowi nieco mordercze spojrzenie. 
Używanie naszych zdolności przy Clave jest ryzykowne, ale po co mu przestrzegać takich oczywistych zasad ? 
- Twoje trudno się odbija. Wiem coś o tym... - mruknęła Jia, a ja zaczerwieniłam się. 
Przypomniało mi się, jak tata wraz z niektórymi członkami Kręgu w tym Jią i Patrickiem uczył mnie strzelać z łuku rykoszetem. Okazało się, że miałam do tego lepsze oko niż podejrzewano, ale i tak przypadkiem zraniłam dość poważnie właśnie obecną panią Inkwizytor. Strzała przeszyła jej ramię. Gdyby nie Cisi Bracia, ale i moje łzy, zawierające anielską krew mogłaby mieć niepełnosprawną rękę. 
- Przepraszałam lata temu - wyszeptałam.
- Nie chciałam ci tego wypominać, tylko rozumiem co przeżył Jace. 
- Nie było aż tak źle - mruknął Alec kładąc swoją dłoń na moim ramieniu. - Clary go jeszcze  oszczędza. 
Uśmiechnęłam się. Poczułam czyjąś dłoń na kolanie. Spojrzałam dyskretnie w dół. Czarnowłosy chłopak ścisnął moje kolano, a ja wiedziałam, aż zbyt dobrze co czuje, co chce mi przekazać. Ugryzłam wnętrze policzka i strzepnęłam jego dłoń. 
- Czy tylko o Jace'a i Alec'a chodziło ? - zapytał nagle Luke, po czym skinął głową na służącą, aby dolała mu wina do kieliszka. Wiedział, że zapowiada się długa rozmowa z Clave. 
Skinęłam na Taylor. Wskazałam jej eleganckim ruchem dłoni, który przejęłam niejako od ojca, aby mnie, Alec'owi, Jace'owi i Jonathanowi również dolała wina. 
Spojrzenie przedstawicieli nie ominęło mnie. Zawsze obserwowali każdy mój ruch, ale kiedy wykonywałam coś na wzór mojego ojca patrzyli z przerażeniem. Każdy wiedział, że on był jednym z najpotężniejszych Nefilim,a jego wiedza zaskakiwała niejednokrotnie i Cichego Brata. Obawiano się powszechnie, że ja i mój brat wrodzimy się w ojca, ale ja wiem, że jestem nawet od niego potężniejsza. Potężniejsza i groźniejsza. 
- Chcielibyśmy wiedzieć, jaka była przyczyna ich wizyty tu. - Jia wypowiedziała się teraz za nich wszystkich, ale to było do przewidzenia. Ona czuła się tu najswobodniej. 
- To chyba normalne, że dzieci starych przyjaciół się poznają. - Luke zaczął bawić się łyżeczką do herbaty.
Ułożył ją na dwóch palcach - wskazującym i serdecznym - i balansował nią tak, aby utrzymać ją na nich jak najdłużej. Było to dobre ćwiczenie na skupienie i koncentrację, lecz prawdziwy cel tej zabawy w tej chwili polegał na uświadomieniu przedstawicieli iż panu domu nie podoba się ich wizyta i nuży go rozmowa z nimi. On i tata stosowali podobne sygnały, przez co byli uznawani za niezwykle groźnych nawet przy popołudniowej herbacie. 
- Morgensternowie i Lightwoodowie nie są przyjaciółmi, a przynajmniej tak życzliwymi sobie od kilku ładnych lat - powiedział Bloodstick, a ja już chciałam uderzyć głową o stół.
Oni o tym nie wiedzą. 
- W końcu Lightwoodowie po waszej kłótni opuścili Idris. Bardzo nagle i z naciskiem, że to sposób na ocalenie naszej rasy od rozlewu krwi... 
Mama westchnęła rzucając spojrzenie całej trójce. Jia również spiorunowała ich wzrokiem, ale to nic nie da. Padło kilka słów za dużo. 
- Przepraszam, ale o co chodzi ? - zapytał Alec wyraźnie zaskoczony słowami, jakie już padły. 
- Idziemy - warknęłam i złapałam za ramię i blondyna, i szatyna. - A Clave niech się zastanowi lepiej, zanim nie rozdrapie jakiegoś spory sprzed lat na przykład kiedy to jeden z Ravencroftów zabił Penhallow'a pod wpływem narkotyków faerie, albo jak Bloodstick...
- To stare dzieje młoda panno i nie rozumiem...
- Każde pokolenie ma prawo do swoich wyborów i pisania własnej historii. Każde pokolenie ma prawo i obowiązek poznać innych zanim ich oceni. Wywlekanie na wierzch spraw sprzed lat nie jest sposobem na budowie silnych Nefilim. To prosta droga do destrukcji i zniszczenia naszej rasy - powiedziałam.
Odwróciłam się na pięcie i wyszłam z jadalni zostawiając za sobą oszołomienie i zaskoczenie. 
- Clary ! - Usłyszałam krzyk, gdy wbiegałam po schodach do pokoju. 
Odwróciłam się i zobaczyłam Jace'a, Jonathana i Alec'a. Ten ostatni patrzył na mnie inaczej. Z jakimś bólem w oczach. 
- Clary... Co zrobili moi rodzice ? - zapytał.
- Nie waż mu się tego mówić ! Złamiesz mu serce ! Clary zaklinam cię, nie mów mu do Anioła !
- Ja jestem aniołem Jace. I ty też. Wiesz co zrobię.
- Clary do cholery zniszczysz mu kawał życia !
- Wybacz Jace, ale ja jestem najwyraźniej zniszczeniem. - mruknęłam w jego umyśle.
Zeszłam powoli do nich. Stopień po stopniu myśląc jak zniszczę życie Alec'owi. Jak słowa, które powiem mogą przewrócić jego życie do góry nogami, jaki wpływ wywrą na jego psychice, co zobaczę na jego pięknej twarzy. 
Stanęłam przed nim. Byłam o wiele niższa, więc musiałam podnieść głowę do góry, aby popatrzeć mu w oczy. 
Westchnęłam i po prostu rzuciłam się na jego szyję. Przytuliłam go. 
- Oni chcieli zdradzić Krąg. Gdyby nie szybka reakcja taty i wiernych członków Kręgu... Oni powiedzieli by Clave... Kim jestem. Kim jestem i co potrafię... Alec, twoi rodzice przyczyniliby się do mojej śmierci... Mojej i mojej rodziny, a może i nawet Kręgu - wyszeptałam mu do ucha. 
Zaczął płakać. Nie łkał, ale łzy przecinały jego policzki. Chciałam go już puścić, żeby Jace go jakoś pocieszył, ale chłopak przysunął mnie do siebie. 
- Proszę... Ja cię nie wydam... Nie... Nie jak moi rodzice. Tylko nie idź teraz - wyszeptał, a ja westchnęłam i przytuliłam go.
- Spokojnie. Jestem tu.  


sobota, 17 września 2016

Rozdział 7 cz.1

Nie wiedziałem już nic. Nie rozumiałem, czemu Clary nie mogła mi nic powiedzieć, przecież postarałbym się jej pomóc. Ma tyle sekretów a ja nie chcę siłą wtargnąć do jej myśli i umysłu. Tak, potrafię to. Po co miałem się wtrącać w jej życie, nie chciała mojej pomocy. Byłem zmęczony, to wszystko bardzo osłabiło mój organizm. Chciałem znów zasnąć, ale usłyszałem otwierające się drzwi.

- Jace, musisz wstać. Clave jedzie tu w odwiedziny i trzeba ukryć tatę oraz postawić cię na nogi. Czujesz się lepiej? - Czemu ta dziewczyna jest taka nieodgadniona? Może ona tylko udaje taką twardą?

- Teraz jest na razie ok, ale chyba jakoś sobie poradzę. Wiesz... - Urwałem nagle, bo gdy spojrzałem w jej oczy, poczułem coś dziwnego. Ona chyba zresztą też, bo jej mina ukazywała przerażenie.

- Jace... - Tylko to zdążyła powiedzieć, bo chwilę później zgiąłem się w pół. Ból, który odczuwałem, był przerażający. - Jace! - Tym razem krzyknęła.

- Aaaaa! - Nie wytrzymałem. Czułem jak moja skóra pękała, kości się wydłużały, a wnętrznosci paliły.

- Boże, co się dzieje?! Moja runa! - To był chyba Alec. Ból bardzo mnie oszołomił. Nie umiałem nad niczym zapanować. Kiedy spojrzałem na siebie, nie wierzyłem własnym oczom. Cały lśniłem, miałem złotą skórę i byłem o wiele większy. Moja głowa prawie dotykała sufitu, a on był chyba umiejscowiony na wysokosci trzech metrów. Chciałem coś powiedzieć, ale moje usta się nie otwierały.

Boże, Clary, co się dzieje? Czemu nie mogę nic mówić?

Jace, spójrz za siebie. Ja nie ogarniam...

Zrobiłem tak, jak mi powiedziala rudowłosa i... na plecach miałem parę złotych, połyskujacych w słońcu skrzydeł. Czy życie może się jeszcze bardziej skomplikować? I nagle przypomniałem sobie, dlaczego Alec i Clary przyszli do mnie.

Clave.

Oboje z Clary wypowiedzieliśmy to samo słowo w tym samym momencie.

- Jace, czemu moja runa parabatai połyskuje w złotym kolorze i czemu czułem... - Urwał, gdy spojrzał na mnie. - O ja pierdolę. To ty Jace?

Tak Alec. I możesz mówić jeszcze głośniej. Może wtedy wszyscy usłyszą.

- Sory, po prostu to jest takie... takie... niesamowite. Czy ta runa przypadkiem nie zwiększa moich możliwości?

Jesteś połączony ze mną i prawdopodobnie dzięki temu będziesz teraz tak dobry jak ja wcześniej.

- Ale czekaj, ty wrócisz do swojej dawnej postaci, prawda? - Zadał pytanie, na które nie znałem odpowiedzi.

Nie wiem. Ja nie rozumiem tego.

- To trochę moja wina - powiedziała Clary. Co? Na Michała Archanioła, czemu niby ona małaby mieć coś z tym wspólnego? - Mam moc rysowania potężnych run. Pamiętasz Alec'u, że zanim tu weszliśmy, narysowałam sobie kilka run na ręce?

- No i co z tego? - Alec chyba zaczął mi czytać w myślach. Miałem zapytać ją dokladnie o to samo.

- No bo my jesteśmy połączeni silniejszą więzią niż jakakolwiek inna. Kiedy runy zaczynaja działać na mnie, to również i na niego. Kiedy jednak popatrzylismy sobie w oczy, ja przekazałam mu jej o wiele za dużo. Nie wiem jak, ale po prostu energia przepłynęła ze mnie na niego. Przez to, że on sam miał jej dużo, jego organizm w ludzkiej postaci nie wytrzymałby tego i jego serce eksplodowałoby. Jego Archanielska natura byla ukryra do teraz. - Dobra, chyba zacząłem się już przyzwyczajac do tych niespodzianek.

- Czekaj, ale skoro to działa w jedną stronę, to w drugą również. - Alec, jaki ty jesteś genialny. Spojrzałem na Clary, która również podniosla na mnie wzrok. Skupiłem się, by oddać jej częsć energi. Nie chciałem pozbywać się całej, bo potrzebowałem jej trochę, by zregenerować siły. Zaknąłem oczy i znów poczułem ten sam ból. Tym razem dalem radę go kontrolować i nie byl już on tak silny jak poprzednio. Otwarłem oczy i w chwili, gdy osiągnąłem swój normalny wzrost, ktoś zapukał do drzwi. Gdy się otwarły, do pomieszczenia weszli przedstawiciele Clave.

- Jace, nasza Rada zadecydowała, że skoro jesteś w Idris'ie, to zamieszkasz w Instytucie w Alicante. - Przemówiła Jia.

- Nie - odpowiedziałem. Wszyscy sie zdziwili. - Wolę zostać tu, wśród moich przyjaciół. Clary mnie zaprosiła tu i zapropowała wspólne treningi, prawda? - Posłałem do niej szczery uśmiech i bardzo się zdziwiłem, gdy go odwzajemniła.

- Tak, Jece'owi niczego tu nie braknie i po treningu z naszą rodziną, stanie się jeszcze lepszy. - Teraz to ona pierwsza na mnie spojrzała, a po jej postawie wywnioskowałem, że rzuca mi wyzwanie.

- Czyli nie przekonamy cię? - Widziałem, że pani Inkwizytor byla tym rozwiązaniem zadowolona, czego nie dało się powiedzieć o reszcie.

- Nie, od dziś tu jest mój dom. - Chyba zaskoczyłem tym stwierdzieniem wszystkich. Cóż, mówilem szczerze.

...................................

Witam was i jest mi smutno. Czemu nas opuściliście? Czy już nie podoba się wam nasze opowiadanie? Nigdy nie spodziewałam się, że to napiszę, ale jeśli nie pojawi się pod tym postem pięć komentarzy, to nici z kolejnej części. Nie miałam żadnej motywacji, gdy pisałam tę część, a tak nie powinno być. Tak więc do napisania.
~PB

sobota, 10 września 2016

Rozdział 6 cz.2


Wyszłam z gabinetu taty. Nie byłam w stanie poukładać w głowie tego, co usłyszałam. Stanowiłam zagrożenie.
- Clary ! - usłyszałam krzyk mojego brata.
- Tak ?
- Tata. On...
- Wrócił dzięki Jace'owi. Powinieneś mu podziękować.
- Jak przestanie cię obrażać.
- Pogodziliśmy się.
- Jonathan. Proszę cie na rozmowę. - Gdy się odwróciłam zobaczyłam tatę, który opierał się o framugę drzwi patrząc na nas.
- Tato... Wszystko ci wyjaśnię. - Jona podszedł do niego.
Tata przygarnął go do siebie i zamknął za nimi drzwi gabinetu. Uśmiechnęłam się lekko. Jona teraz będzie dużo spędzał czasu z tatą.
Szłam korytarzem myśląc nad tym co powiedział do mnie tata. Mam serce ukochanej Lucyfera i jego moc. Po części jego światło, ale to światło skrywa mrok poprzedniego właściciela.
Spojrzałam na swoje dłonie. Wiedziałam od początku, że jestem inna, ale że aż tak ? Że stanowię aż takie zagrożenie.
- Clary, coś cię trapi. - usłyszałam Jace'a
- Ciebie chyba też.
- Pierwszy zapytałem.
- To związane z tatą. Sprawy rodzinne. A ty ?
- Widziałem anioły. Wiem kim jestem. Jestem jakimś  siódmym jeźdźcem. Wiesz, że Anioły zabiły ukochaną Lucyfera i jego dziecko ?
- Wiem. Tata mi powiedział... To co powiedział Michał i ty...
- Nie skrzywdzę cię. 
- Wiem, ale... Teraz i ja czuję się... Skołowana. Mamy ponoć trenować i Razajel miał ci powiedzieć co.
- Nie powiedział. Może jeszcze coś przekaże mi. To nie są na za bardzo sprawy rodzinne prawda ?
- Nie. Drąż. Tematu. 
- Możesz mi wszystko powiedzieć. Clary. Mam cię chronić, ale muszę wiedzieć, przed czym. 
Zaraz zacznie mnie denerwować. Szłam do swojego pokoju, żeby zamknąć się w świecie moich obrazów, farb, płótna i malować. Aby wszystko mi się poukładało. A to nie było łatwe. To było szalenie trudne, zwłaszcza, że...
- CLARY !!!
- Czemu krzyczysz w moim umyśle ?! Rozboli mnie głowa !
- Bo Alec jest u mnie i pyta czy jesteś typem dziewczyny, która lubi róże...
- Powiedź mu, żeby nie zawracał ci dupy, bo jesteś zmęczony...
- Jestem zmęczony, ale jego towarzystwo mnie relaksuje. 
- To pozwól i mi się zrelaksować Jace, proszę - szepnęłam. 
Weszłam do swojego pokoju. Poszłam jednak nie do moich narzędzi malarskich, a na balkon. 
Wyszłam na ogromny, marmurowy taras i odetchnęłam świeżym powietrzem maja. Idris. Zielone trawy, zapach kwiatów w powietrzu, który napływa jak fale morza z ogrodu. Delikatny wietrzyk, który porusza liścia drzew, sprawia, iż ptaki mogą się delikatnie unosić na skrzydłach, a motyle spokojnie kołyszą się na kwiatach pobierając ich nektar. Ciepły Zefirek, który gładził mnie po twarzy, burzył włosy i mimo wszystko odganiał również i złe emocje. Cisza. Spokój. 
Popatrzyłam w górę by ujrzeć bezkresy niebieskie. 
Błękitny kolor niekiedy poprzecinany przez delikatne smugi białych, kłębiastych chmur, które przybierały kształty ludzi, zwierząt, drzew. Pejzaże, malowidła nieba, które były odzwierciedleniem życia codziennego, zwykłych Nefilim, wilkołaków, wampirów, faerie, duchów, Przyziemnych oraz innych należących do tego świata. 
Usiadłam na fotelu i patrzyłam na ogród, który okalał rezydencję. Angielski, romantyczny ogród pełen róż, bluszczu, małych strumyków, oczek wodnych okalanych kamieniem, posągi przedstawiające anioły postarzone, aby wyglądały na antyczne. Wszędzie śpiew ptaków, widok różnokolorowych motyli, które unosiły się w powietrzu tak delikatnie i tak lekko, łatwo.
Westchnęłam. Spokój, cisza. 
Ale to nie miało porównania z wyglądem Niebios, Raju. Tam było jeszcze piękniej i ja to wiedziałam. Ktoś inny nazwał by to miejsce Rajem. Dla mnie ono nim nie było. Ono nie było nawet w połowie piękne, jak to miejsce, ukryte za owym bezkresem błękitu i chmur. Miejsce, w którym są anioły, są najpiękniejsze istoty, jakie żyją, no i przynajmniej te, które są sprawiedliwe, choć jak wiem już, nie są nieomylne. 
Ale mimo wszystko to dzięki nim żyję. Oddycham. Patrzę na to wszystko i zastanawiam się, co zrobić, gdy już wiem, że mam w sobie moc Lucyfera. Moc tak potężną, tak kapryśną, tak nieokiełznaną, że aż ciarki mnie przechodzą. 
Wstałam i weszłam do pokoju. Zasunęłam drzwi balkonowe i usłyszałam chrząknięcie. 
- Alec ? - zapytałam widząc szatyna w moim pokoju. 
Był bardziej niż skołowany. Nie wiedział na czym ma zawiesić wzrok. Dłonie miał za sobą, ale spodziewałam się iż nerwowo się nimi bawi. 
- Clary, bo... Poprosili mnie, żebym powiedział, że kolacja za mniej niż trzy godziny i .... 
- I boisz się tak, bo ? 
- Znaczy... Nie wiem, jak to ująć, ale... Na tej kolacji pojawi się wizytacja z Clave. Dość nadzwyczajna, bo Inkwizytorka będzie również, a ona sama nie wie czemu Rada tak chce się spotkać z nami, a Valentine powiedział, że lepiej jak postawimy Jace'a na nogi i ty jesteś potrzebna, bo Magnus mówi, że masz silne runy... Ogólnie mamy jakieś półtorej godziny na postawienie go na nogi, no bo trzeba się jeszcze przygotować, to jest wiesz - ukryć Valentine'a, obmyślić plan, na usprawiedliwienie naszego przyjazdu, Magnus i Tessa lepiej też niech znikną tymczasowo... 
- Przygotowanie domu po prostu - mruknęłam, po czym wzięłam stele i spojrzałam na młodego Lightwood'a. - To lecimy postawić na nogi twojego parabatai. Oby miał się już dobrze.  

sobota, 3 września 2016

Rozdział 6 cz.1

Zamknąłem oczy. Przestałem czuć otaczający mnie świat. Odpływałem w coś, czego nie rozumiałem. W sumie, ostatnie dni dały mi do zrozumienia, że nie wiem nic. Mimo wyczerpujących treningów, ja nigdy nie byłem aż tak bardzo zmęczony, aby przestać. Zawsze miałem ogromne rezerwy energii i nikt nie umiał mi tego wytłumaczyć. Oczywiście mógł to zrobić Magnus, ale państwo Lightwood'owie woli to trzymać w tajemnicy. Z resztą rodzice też nic nie mówili mi o niczym bardzo długo. Kilka dni przed wypadkiem ojciec powiedział mi, że jestem niezwykły i żebym nigdy nie wątpił w swoje umiejętności. Był ze mnie dumny, a ja cieszyłem się, że mam takiego ojca. Wiedział, że byłem za młody na tą wiedzę i jeszcze Clave. Ono zawsze interesowało się mną bardziej niż innymi. Czuję, że gdyby wtedy Razajel się nie pojawił, Maryce i Robert oddaliby mnie w ich ręce. Oni zdradzili Krąg i jego członków. To było niewybaczalne posunięcie, za które przyjdzie im zapłacić. Wiedzieli o tym, że oni odizolują mnie i prawdopodobnie wyślą do wymiaru piekielnego, gdzie sam nie miałbym żadnych szans. Na szczęście Inkwizytor jest po naszej stronie i prawdopodobnie spowolniła przyjazd Clave, dzięki czemu mieliśmy szansę trafić do rezydencji Mongerstern'ów. Nie wierzę jednak, że wysłaliby swojego syna na śmierć. Jaki rodzic tak robi? Alec nie może dowiedzieć się o tym, że to był Razajel a nie jego ojciec, bo się załamie. Już i tak ma mętlik w głowie. Czuję jego niepewność, strach i niedowierzanie. Sam prawdopodobnie bym zwariował od tak dużej ilości wrażeń. W sumie, to ja również dopiero poznaję prawdę, ale jest mi na pewno łatwiej niż jemu. Od dawana wiedziałem, że coś jest ze mną nie tak i byłem przygotowany nawet na najbardziej bolesną prawdę. Może to mnie przerosło, ale nie aż tak jak jego.
Sen, coś co zaczęło mną władać od dobrej chwili. Nie, nie czułem się w nim szczęśliwy, byłem tylko obserwatorem. Zdarzenia nie były piękne i przynoszące chwałę, a brutalne i straszne. Archanioły, one zabiły niewinnych. Tak nie powinno być. Gdyby były zwykłymi Aniołami, umarłyby od momentu, gdy matka i jej syn stracili życie. To przerażające, co mogły wyrządzić jedne z najpotężniejszych stworzeń, jakie zostały poznane.

Michale, musimy odpokutować za nasz grzech. Ja znajdę wybranych, ale jedno z nich...

Czyli ten młodzieniec, którego widziałem, był samym Archaniołem Michałem.

Wiem Ithurielu, on będzie siódmym jeźdźcem, najpotężniejszym z najpotężniejszych. On obudzi tych co zasnęli, otworzy drzwi, które przez wieki były zamknięte. To będzie czas ostateczny. Będzie musiał dokonać wielu trudnych wyborów, niektórych nawet ja, Michał Archanioł, nigdy nie chciałbym nigdy spotkać na swojej drodze.

Ja nie rozumiem, czy oni mówią o mnie i Clary? Czy to ja mam być tym jeźdźcem? I o jakich wyborach on mówił? Co tu się do cholery wyrabia?

Michale, Nasze siły nie obudzą w nim potęgi i nie powrócą życia. Wiesz, że tylko twoja opatrzność i jestestwo da radę go obudzić. On był martwy od samego początku, nie uda się mu wytworzyć żadnego pierwiastka życiowego. Jego przeciwieństwo zabierze mu wszystko. 

Co? Chcę się już obudzić. To jest jakiś koszmar. Jasmine nic mi nie zabrała. Urodziła się po prostu inna, z resztą tak samo jak i ja.

Ithurielu, wiem, że Lucyfer już wie. On zabierze człowieczeństwo dwujce posłaników Razajela i wszczepi im zło, które będzie niszczyć wszystko, co spotka na swojej drodze. Dwie gwiazdy zwycięstwa i dwie gwiazdy mroku staną ze sobą do walki, prowadząc swoje armie. Sąd Boży wykona się wkrótce, nawet my nie powstrzymamy Go.

Czemu to wszystko jest takie trudne. Nie mogę pojąć tego, co oni mi pokazują. Po co to robią?

Michale, wiesz, że My zawsze udzielimy Ci pomocy i również teraz masz Nasze jestestwa, On musi być potężniejszy niż sam Książe Piekielny, niż którykolwiek z Nas. On będzie Jej obrońcą, zapomni wszystko, czego jego dusza doznała, nim przyszedł na świat. Stanie się naszym bratem, ale o jego losach zadecyduje Ona, gwiazda, która błyszczy o poranku, która ucieka przed ciemnością zła, ale bez Niego, zniknie w nocnym niebie. Te czasy nie będą spokojne. Nikt nie wie, czy więcej istot zawita do Raju, czy Bramy Piekielne zamkną się za ich plecami. Dzięki Niemu, Nephilim znajdą nowe życie tam, gdzie ich pośle. Ona będzie musiała dokonać wyboru, gdyż wszystko idzie w kierunku wojny, ale wszystko co się ma wydarzyć, zależy już tylko od Nich. 

Zacząłem wybudzać się z tego koszmaru. Nie chciałem tego słyszeć, widzieć ani czuć. To mnie przerasta i nie potrafię sobie poradzić z własnym przeznaczeniem. Gdy otworzyłem oczy, usłyszałem głos.

Tak się zaczęło, ale końca nie zna żadna istota.

Ten głos należał do Archanioła Michała, teraz już wiem, że to był on. Czułem, że Clary też usłyszała to zdanie i trochę się zdenerwowała.

Spokojnie, wszystko będzie dobrze. Ja nigdy nie oszukuję i nigdy tego nie zrobię, w obec Ciebie.

Nie odpowiedziała, ale czułem, że jest jej lepiej. Może choć trochę mi zaufa i polubi. Muszę ją chronić i być jej oparciem. Nawet, gdy będzie krzyczeć, uderzać w moje ciało, muszę być obok. My nigdy nie będziemy wolni od swoich przeznaczeń, ale każde z nas musi dokonać własnych wyborów.

.............................

Postanowiłyśmy razem z Julą, że będziemy publikować teraz w soboty i to tylko jeden rozdział, niestety. Szkoła jest ważna, ale zawsze znajdziemy czas, żeby pisać. Za tydzień pojawi się część Julki, ale dopuki się nie pojawi, możecie napisać opinię o tym, nie zabraniam.

~PB