Hej ludziki !
Jak tam u Was ? Szkoła daje o sobie znać, czy jest jeszcze do wytrzymania ?
Bo u mnie spoko, tylko jedna wada - jestem skarbnikiem klasowym.
No ale cóż wola ludu. Taką samą wyraźliliście w komentarzach tydzień temu.
Powtórzycie osiągnięcie, czy nie ?
Ale bez obaw. Za tydzień Politowanie-Alice- doda posta.
To co ? Miłego czytania i za dwa tygodnie.
- Jeszcze raz - powiedział po raz kolejny jeden z trzech przedstawicieli Clave, którzy przyjechali razem z Jią, bodajże Ravencroft. - Jace zranił się na treningu i dlatego był w sali ?
- Tak - powiedział Luke popijając stek czerwonym winem.
Spojrzałam na trzech mężczyzn z Clave. Niezbyt dyskretnie patrzyli jak mój ojczym elegancko stawia kieliszek do wina na stole i bierze nóż do ręki, aby kontynuować posiłek.
Zawsze bawiło mnie to, iż w opinii publicznej Luke był nietaktownym wilkołakiem bez gracji, ale kiedy przychodził do nas do domu, ktoś z zewnątrz to "niby niewychowany" wilkołak popisywał się nawet przy prostych rzeczach niezwykłą gracją i elegancją.
- Czemu się dziwicie ? Każdy czasem się zrani. Niby nikt nie jest idealny - wtrącił Alec spoglądając na nich.
- Ja jestem idealny, bo to była Clary wina. - Usłyszałam.
Jace podszedł do stołu i usiadł koło mnie. Dziwnie się czułam siedząc pomiędzy parą parabatai, ale nic nie mówiłam, ani nie pozwoliłam, by ktoś cokolwiek zauważył. Blondyn zasiadł do jedzenia dopiero, gdyż musiał się przebrać. Nie poczekaliśmy to fakt, ale lepiej mieć wizytę Clave za sobą.
- Jak to wina Clarissy ? - dopytała Jia unosząc brew.
- Jego wina. Brak refleksu - wtrąciłam, zanim ten nieskończony idiota otworzył usta.
- Nie jestem idiotą.
- Nieskończonym. Masz dalej szansę wyjść na "da się znieść jego poziom wiedzy".
- Ej.
- Cicho !
- Brak ? - zdziwił się znów Ravencroft.
- Rykoszetu nie odbił - mruknęłam rzucając blondynowi nieco mordercze spojrzenie.
Używanie naszych zdolności przy Clave jest ryzykowne, ale po co mu przestrzegać takich oczywistych zasad ?
- Twoje trudno się odbija. Wiem coś o tym... - mruknęła Jia, a ja zaczerwieniłam się.
Przypomniało mi się, jak tata wraz z niektórymi członkami Kręgu w tym Jią i Patrickiem uczył mnie strzelać z łuku rykoszetem. Okazało się, że miałam do tego lepsze oko niż podejrzewano, ale i tak przypadkiem zraniłam dość poważnie właśnie obecną panią Inkwizytor. Strzała przeszyła jej ramię. Gdyby nie Cisi Bracia, ale i moje łzy, zawierające anielską krew mogłaby mieć niepełnosprawną rękę.
- Przepraszałam lata temu - wyszeptałam.
- Nie chciałam ci tego wypominać, tylko rozumiem co przeżył Jace.
- Nie było aż tak źle - mruknął Alec kładąc swoją dłoń na moim ramieniu. - Clary go jeszcze oszczędza.
Uśmiechnęłam się. Poczułam czyjąś dłoń na kolanie. Spojrzałam dyskretnie w dół. Czarnowłosy chłopak ścisnął moje kolano, a ja wiedziałam, aż zbyt dobrze co czuje, co chce mi przekazać. Ugryzłam wnętrze policzka i strzepnęłam jego dłoń.
- Czy tylko o Jace'a i Alec'a chodziło ? - zapytał nagle Luke, po czym skinął głową na służącą, aby dolała mu wina do kieliszka. Wiedział, że zapowiada się długa rozmowa z Clave.
Skinęłam na Taylor. Wskazałam jej eleganckim ruchem dłoni, który przejęłam niejako od ojca, aby mnie, Alec'owi, Jace'owi i Jonathanowi również dolała wina.
Spojrzenie przedstawicieli nie ominęło mnie. Zawsze obserwowali każdy mój ruch, ale kiedy wykonywałam coś na wzór mojego ojca patrzyli z przerażeniem. Każdy wiedział, że on był jednym z najpotężniejszych Nefilim,a jego wiedza zaskakiwała niejednokrotnie i Cichego Brata. Obawiano się powszechnie, że ja i mój brat wrodzimy się w ojca, ale ja wiem, że jestem nawet od niego potężniejsza. Potężniejsza i groźniejsza.
- Chcielibyśmy wiedzieć, jaka była przyczyna ich wizyty tu. - Jia wypowiedziała się teraz za nich wszystkich, ale to było do przewidzenia. Ona czuła się tu najswobodniej.
- To chyba normalne, że dzieci starych przyjaciół się poznają. - Luke zaczął bawić się łyżeczką do herbaty.
Ułożył ją na dwóch palcach - wskazującym i serdecznym - i balansował nią tak, aby utrzymać ją na nich jak najdłużej. Było to dobre ćwiczenie na skupienie i koncentrację, lecz prawdziwy cel tej zabawy w tej chwili polegał na uświadomieniu przedstawicieli iż panu domu nie podoba się ich wizyta i nuży go rozmowa z nimi. On i tata stosowali podobne sygnały, przez co byli uznawani za niezwykle groźnych nawet przy popołudniowej herbacie.
- Morgensternowie i Lightwoodowie nie są przyjaciółmi, a przynajmniej tak życzliwymi sobie od kilku ładnych lat - powiedział Bloodstick, a ja już chciałam uderzyć głową o stół.
Oni o tym nie wiedzą.
- W końcu Lightwoodowie po waszej kłótni opuścili Idris. Bardzo nagle i z naciskiem, że to sposób na ocalenie naszej rasy od rozlewu krwi...
Mama westchnęła rzucając spojrzenie całej trójce. Jia również spiorunowała ich wzrokiem, ale to nic nie da. Padło kilka słów za dużo.
- Przepraszam, ale o co chodzi ? - zapytał Alec wyraźnie zaskoczony słowami, jakie już padły.
- Idziemy - warknęłam i złapałam za ramię i blondyna, i szatyna. - A Clave niech się zastanowi lepiej, zanim nie rozdrapie jakiegoś spory sprzed lat na przykład kiedy to jeden z Ravencroftów zabił Penhallow'a pod wpływem narkotyków faerie, albo jak Bloodstick...
- To stare dzieje młoda panno i nie rozumiem...
- Każde pokolenie ma prawo do swoich wyborów i pisania własnej historii. Każde pokolenie ma prawo i obowiązek poznać innych zanim ich oceni. Wywlekanie na wierzch spraw sprzed lat nie jest sposobem na budowie silnych Nefilim. To prosta droga do destrukcji i zniszczenia naszej rasy - powiedziałam.
Odwróciłam się na pięcie i wyszłam z jadalni zostawiając za sobą oszołomienie i zaskoczenie.
- Clary ! - Usłyszałam krzyk, gdy wbiegałam po schodach do pokoju.
Odwróciłam się i zobaczyłam Jace'a, Jonathana i Alec'a. Ten ostatni patrzył na mnie inaczej. Z jakimś bólem w oczach.
- Clary... Co zrobili moi rodzice ? - zapytał.
- Nie waż mu się tego mówić ! Złamiesz mu serce ! Clary zaklinam cię, nie mów mu do Anioła !
- Ja jestem aniołem Jace. I ty też. Wiesz co zrobię.
- Clary do cholery zniszczysz mu kawał życia !
- Wybacz Jace, ale ja jestem najwyraźniej zniszczeniem. - mruknęłam w jego umyśle.
Zeszłam powoli do nich. Stopień po stopniu myśląc jak zniszczę życie Alec'owi. Jak słowa, które powiem mogą przewrócić jego życie do góry nogami, jaki wpływ wywrą na jego psychice, co zobaczę na jego pięknej twarzy.
Stanęłam przed nim. Byłam o wiele niższa, więc musiałam podnieść głowę do góry, aby popatrzeć mu w oczy.
Westchnęłam i po prostu rzuciłam się na jego szyję. Przytuliłam go.
- Oni chcieli zdradzić Krąg. Gdyby nie szybka reakcja taty i wiernych członków Kręgu... Oni powiedzieli by Clave... Kim jestem. Kim jestem i co potrafię... Alec, twoi rodzice przyczyniliby się do mojej śmierci... Mojej i mojej rodziny, a może i nawet Kręgu - wyszeptałam mu do ucha.
Zaczął płakać. Nie łkał, ale łzy przecinały jego policzki. Chciałam go już puścić, żeby Jace go jakoś pocieszył, ale chłopak przysunął mnie do siebie.
- Proszę... Ja cię nie wydam... Nie... Nie jak moi rodzice. Tylko nie idź teraz - wyszeptał, a ja westchnęłam i przytuliłam go.
- Spokojnie. Jestem tu.