sobota, 12 listopada 2016

Rozdział 11 cz.1

Ale jak... Opadłem zmęczony na mokrą ścieżkę... Wyczerpałem całe swoje siły. Chyba zacząłem tracić przytomność. Widziałem przed oczami postać... Był to rosły mężczyzna. Nagle przed nim pojawiła się Clary, moja Clary. Chciałem tam biec, ale coś trzymało mnie w miejscu. Słyszałem ich rozmowę. Byłem zdziwiony. Wszystko za co walczyłem... było jednym wielkim kłamstwem. Czułem, że Lucyfer mówił szczerze. Co w takim razie ja widziałem gdy... gdy moja dusza opuściła na ułamek sekundy własne ciało. Co, pytam się?

- Jace... Oni umieją manipulować wieloma rzeczami. Jesteś ich potęgą, dlatego potrafią kontrolować twoje wspomnienia i je przekształcać. Teraz masz o wiele ciemniejszy mrok w sobie, niż ja kiedykolwiek wcześniej. Musisz z nim walczyć lub się go pozbyć. - Wiedział, czuł to, co pojawiało się w moim sercu. Bolało mnie, że byłem tak słaby, tak mało mogłem.

- Co się ze mną stanie? Czy ja coraz bardziej przybliżam się do Wielkich Demonów? - Spojrzałem mu w oczy i zacząłem się prostować. On również jedną tęczówkę miał czarną, a drugą złotą. Problem w tym, że on posiadał wewnętrzną równowagę, czułem to.

- Jeśli mrok tobą owładnie tak samo jak Jasmine, to staniesz się najniebezpieczniejszym stworzeniem, które kiedykolwiek mogło żyć. Połączenie siedmiu mocy i demonicznej ciemności doprowadzi do ogromnego zła. Kiedy nadejdzie Sąd, nie wszyscy przebywający na wygnaniu zostaną uwięzieni w odmętach piekielnych. Dla mnie jest jeszcze nadzieja, ale jeśli ty poddasz się złu, staniesz się panem Edomu. - Słowa Lucyfera ani trochę mi nie pomagały. Przecież robiąc to wszystko, zniszczę również Clary i wszystkich, na których mi zależy.

- Ja chcę tylko dobra dla Clary... - Zdołałem wydusić z siebie.

- Ona kocha innego, wiesz to. - I nagle poczułem ból. Moje serce bardzo mocno zaczęło uderzać. - To skutek Cienia, on zatruwa cię, gdy myślisz o swoim przyjacielu.  - Moje żyły zrobiły się czarne, straciłem wszelaki obraz sprzed oczu. Dopiero po chwili z mroku zaczął wyłaniać się przerażający obraz jakiegoś stworzenia.

"Teraz należysz do mnie. Rozumiesz?"

Jego głos był nieprzyjemny, zachrypnięty i ani trochę nie przypominał ludzkiej mowy.

- Nie. - Nagle moja głowa zaczęła boleć tak bardzo, że wolałem umrzeć, niż nadal zostawać przytomnym. - Nie poddam ci się... - Było coraz gorzej. - Bo ty nie znasz miłości, a ja tak. - Traciłem zmysły. - Nie jesteśmy podobni... Ty niszczysz, ja buduję... Ty ranisz, ja leczę... Odejdź ode mnie! - Bardzo nieprzyjemne uczucie, jakby wypełzania, wstrząsnęło mim ciałem.

"Nie jesteś wystarczająco zły. Ohydna natura archanielska i ludzka. Jak takie coś jak ty może chodzić po ziemi. Jesteś zbyt czysty."

I nagle znów leżałem przed rezydencją. Zobaczyłem Jasemine, trzymała coś w dłoni.

Głupi, jesteś mi już nie potrzebny. Żegnaj bracie. 

Usłyszałem świst powietrza, zobaczyłem charakterystyczny metaliczny błysk - sztylet Herondale'ów. Zamknąłem oczy i przygotowałem się na swój koniec, chciałem go całym sercem. Nic jednak nie poczułem, a gdy otwarłem oczy, mojej siostry nie było obok, leżała powalona strzałą z czerwonym grotem. Alec...

To jeszcze nie koniec. Do zobaczenia bracie.

I rozpłynęła się w powietrzu. Przeniosła się do innego wymiaru, gdyż nie czułem jej energii nawet w najmniejszym stopniu.

- Jace, nic ci nie jest? - Zobaczyłem swojego przyjaciela. Pierwszy raz byłem zarazem tak bardzo szczęśliwy jak i zrozpaczony. Szatyn ukląkł obok mnie i uniósł moją głowę.

- Przepraszam, to nie byłem ja... to już zniknęło... to był okropny dzień. - Rozumiał mnie, wiedział o wszystkim. Nie był jednak zły, widziałem to w jego oczach.

- Wrócił mój parabatai. Brakowało mi twojego humoru. - Uśmiechnął się i pomógł mi stanąć na nogach. Zaczął mnie prowadzić w stronę rezydencji, ale kiedy on przeszedł przez barierę, moje ciało tylko się o nią obiło. Oparłem się o nią i powoli usiadłem.

- Nie przejdę przez nią Alec. Ta bariera została stworzona przeze mnie do bronienia Clary i wybranka jej serca. Oboje będziecie tu bezpieczni kiedy rozpętam ostateczną bitwę. Pilnuj jej, aby była wtedy tu z tobą. - Uśmiechnąłem się do niego smutnie. Ona wybrała jego.

- Nie zostawię cię, wiesz o tym. Powiedz mi, czy ty do niej coś czujesz? - Szatyn zawsze był spostrzegawczy. Mogą mówić, ze to ja jestem Archaniołem, ale to on o wiele częściej potrafił odczytać moje uczucia, choć nie miał daru czytania ludzkich dusz.

- To i tak nie istotne. Teraz najważniejsze jest chronić ją i ciebie przed Jasmine. Ja jakoś sobie poradzę. - Widziałem, że Alec chciał mi przerwać i zaprzeczyć, ale nie pozwoliłem mu na to. - Bądźcie szczęśliwi, ja na razie muszę zniknąć i załatwić kilka spraw. Pożegnaj ją ode mnie. Już mnie nigdy nie zobaczy, tak, jak sobie życzyła. - Pomyślałem o Alicante i nie minęła sekunda, a już się znajdowałem w niewielkim, opuszczonym dworku, który kiedyś służ mi jako sala treningowa. Teraz to mój schron, a zarazem więzienie. Niestety, tylko tak mogłem uciec od Clary. Czas na ostre treningi i budowanie armii, w końcu mam poprowadzić Nephilim oraz szeregi anielskie do ostatecznego boju. A to wszystko z miłości do osoby, wpisanej w mój los.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz