sobota, 22 października 2016
Rozdział 9 cz.2
Kiedy wjechaliśmy na teren rezydencji od razu zobaczyłam Aleca, który patrzył na nas. Szatyn zmarszczył lekko brwi po czym uśmiechnął się lekko do Jace'a. Poczułam ciepło w sercu. Nie powinni się kłócić.
Zsunęłam się z konia blondyna. On zaraz za mną zsiadł i machnął na służącą, żeby zabrała konia do stajni.
- Gdzie byłeś ? I jak zabrałeś Clary z... A nie ważne - mruknął i przytulił go.
- Z ? Dokończ.
- Moich ramion... - zaimprowizował, a ja uśmiechnęłam się lekko.
Siedzieliśmy razem na kanapie rozmawiając z moim ojcem o nas - mruknęłam.
- Acha - mruknął i spojrzał na swojego parabatai. - Szczęścia więc.
- Clary ci powiedziała, że to najpoważniejszy dla mnie związek ? - zapytał i objął mnie ramieniem, a ja ułożyłam głowę na jego rameniu.
- Nie, ale domyśliłem się. Trzymaj go przy sobie. To niezły podrywacz - zaśmiał się nieco sztucznie blondyn.
- Spokojnie - mruknęłam.
- Jace, musimy porozmawiać !
Żelazny, nieznoszący sprzeciwu głos mojego ojca przeciął powietrze. Blondyn spojrzał na Valentine'a i zmarszczył czoło. Widocznie nie odczytał myśli mojego ojca. Uśmiechnęłam się. Runa blokująca zadziałała.
- Oczywiście - mruknął i wbiegł do rezydencji za moim wyraźnie zdenerwowanym ojcem.
- Myślisz, że my go tak rozdrażniliśmy ? - zapytał Alec patrząc na zamknięte drzwi rezydencji.
- Wybacz, ale myślę, że to Jace wygrał konkurs na rozdrażnienie go.
- Czemu się z tego cieszę ?
- Bo mu nie podpadłeś jak on.
- Czytasz mi w myślach ?
- Nie tak jak myślisz.
- Na pewno.
- Nie wierzysz własnej dziewczynie ?
- Wierzę. Nie wierzę w fakt, że nią jesteś.
- To może nie wierz w to, bo nie wiadomo jak twoi rodzice zareagują.
- Nie obchodzi mnie to. Jestem dorosły i sam kieruję swoim życiem. Oni nie mogą mi mówić z kim mogę, a z kim nie mogę być, po tym jak mnie okłamali. Nie są już częścią mojego życia.
- Nie powinieneś tak mówić. Mój ojciec też mnie okłamał. Niby wiedziałam, że jestem inna, powinnam bać się Clave, nie powinnam robić wielu rzeczy i powinnam milczeć w niektórych sprawach, ale nigdy nie wiedziałam czemu tak jest. Dopiero po jego śmierci się o tym dowiedziałam.
- To inna sytuacja.
- Może ci się tak wydawać, ale to nie jest tak wielka różnica.
- Nie ?
- Nie. Również byłam wychowana na kłamstwie. Kłamstwie, które wciskało mi wiele osób, a rzeczą, która mnie uwolniła była ostatnia wola mojego ojca... Może twoi rodzice nie chcieli żebyś miał kiedykolwiek styczność z Kręgiem i dlatego ci nic nie mówili. Wiesz, bycie członkiem Kręgu zobowiązuje do wielu rzeczy...
- Jest coś jeszcze oprócz utrzymania tajemnicy przed Clave i ochrona ciebie ?
- Wierność wobec mojej rodziny i Przywódcy Kręgu, poświęcenie życia i zdrowia dla tej sprawy...
- To wszystko łączy się w ogólnej zasadzie - nie możesz wydać innych i musisz chronić Clary.
- W sumie tak.
- Jesteś malarką po kimś ?
- Po mamie. Tata nigdy tego nie rozumiał. Ja rozróżniałam kilkanaście odcieni błękitu, a on rozróżniał kilkanaście rodzajów ostrza miecza praworęcznego. Pod względem byliśmy inni...
- Z wyglądu też.
- Jestem jak mama, a Jona jak tata. To czasem nawet zabawne.
- Moim zdaniem dziedziczne... Ciekawe czyją urodę odziedziczy nasze dziecko...
- Zwolnij z marzeniami. Tata cię zaakceptował, ale jest jeszcze Luke, Jona, moja mama no i w teorii Krąg.
- Jak Krąg, skoro jestem jego częścią ?
- Musi mnie chronić, więc muszą sprawdzić każdego kto ma ze mną styczność. Muszą cię sprawdzić jeszcze raz.
- A potem mogę nazywać się twoim pełnoprawnym chłopakiem, tak ?
- W teorii już jesteś moim chłopakiem, ale będziesz sprawdzany, żebyś zdobył zaufanie ludzi, którzy mnie otaczają.
- Wszystko jest warte ciebie - szepnął i przytulił mnie. - Wszystko.
Uśmiechnęłam się. Poczułam się bezpiecznie ale nie trwało to zbyt długo. Usłyszałam świst strzały i poczułam, jak Alec ciągnie mnie w dół. Strzała wbiła się w ziemię kilka metrów od nas. Zobaczyłam na niej symbol Lucyfera.
Skryliśmy się za fontanną. Ja ktoś mógł wejść na teren rezydencji z zamiarem zabicia mnie ? To przecież niemożliwe. Wszystkie zabezpieczenia powinny teraz zadziałać.
- Alec, co planujesz ? Wszyscy są w domu. Można krzyknąć, albo powiadomić ich...
Bełt rozbryzgał wodę i wylądował zaledwie kawałek od nas.
- Nie wiem, czy zdążymy. Ta osoba ma chyba kuszę i może zmienić pozycję, a wtedy może nie być tak zabawnie - mruknął Alec, gdy poczułam ból w ramieniu.
Strzała zadrasnęła moje ramię. Syknęłam. Moja jasnoczerwona krew zaczęła plamić ziemię. Zaklęłam, gdy podłoże stało się złote - moja anielska krew dała o sobie znać.
- Wyleczysz się ? - zapytał wyjmując stelę.
Bez słowa nakreśliłam palcem runę na ramię. Małe irtaze pojawiło się na moim ramieniu.
- Nie to samo co stelą, ale wystarczy. Musimy ich powiadomić. O tej porze nikt nikt wychodzi.
- Na Anioła, co za zasady ?!
- Trzymające mnie przy życiu.
- Dobra, ja pobiegnę w stronę bramy, odwrócę jego uwagę. Ty biegniesz do domu. Nie oglądaj się, jasne ?
- Alec...
- Raz, dwa, trzy !
Wybiegł. Strzała poleciała tuż nad jego ramieniem. Dopiero po chwili wstałam i zaczęłam biec do domu. Byłam na schodach, gdy poczułam ból w klatce piersiowej. Padłam na ganku mogąc ledwo co unieść oddechem moja klatkę piersiową.
- Jace, pomóż...
- Co jest ? Clary słabniesz. Clary ! Co z Alec'iem ?! Gdzie jesteście...
Zamknęłam oczy. Pod powiekami zobaczyłam go. Czarne włosy, czarna zbroja z jego wielkim symbolem na piersi. Poszarpana peleryna powiewała za nim. W oczach miał ogień piekielny.
Spojrzał na mnie i zmarszczył czoło.
- Moja. Jesteś moja i zawsze byłaś, i będziesz moja.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz