Ostrzegam.
Baaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaardzo długi rozdział, określony przez Alice, jako mocny. Jeśli ktoś za jednym razem wszystko przeczytał to fajnie.
Ale niezmiennie - proszę o opinię w komentarzach.
Szłam z Alec'iem do sali chorych. Szatyn wypatrywał czegoś na obrazach na korytarzu - swoich rodziców.
- Tu są - szepnęłam wskazując obraz, na którym był cały Krąg.
W centralnej części byli moi rodzice i Luke. Zaraz obok Luke'a była ciocia Amatis. Obok niej natomiast stali Lightwood'owie - Robert i Maryse.
Obraz był namalowany niedługo po założeniu Kręgu więc niektórych brakowało, a niektórych takich, jak mojego taty już nie było.
- Wyglądają na... Wojowniczych. Bardziej niż są teraz.
- Cóż, osoba, która malowała mogła trochę pozmieniać i...
- Clary ! - usłyszałam krzyk, tak mi znajomy, ale to przecież niemożliwe.
Odwróciłam się i łzy napłynęły mi do oczu. W korytarzu, przed Magnusem i Tessą stał mój tata. Valentine Morgenstern.
Twórca Kręgu.
Mój ojciec.
Mój zmarły tata.
- Clary. - Alec musiał zobaczyć, że stanęłam, jak wryta i patrzyłam na Valentine'a.
Wpatrywałam się w swojego ojca, który patrzył się na mnie. Bał się chyba podejść. Wyciągnął do mnie ręce.
- Clary to ja... Nie płacz - poprosił.
Nie wytrzymałam. Rzuciłam się na jego szyję. Położył dłoń na moich plecach i pogładził je. Wtuliłam twarz wjego szyję.
- Tatusiu, ale jak ? - zapytałam.
- Jace - usyszałam tylko. - Jak poczuje się lepiej musisz zacząć z nim trenować. Razajel powie mu co. Ja przygotuje Jonathana. Nie mam już czego cię uczyć.
Tak. Zawsze konkretny tata wrócił.
Od razu podziękowałam Jace'owi używając naszej kochanej zdolności. Czując jednak jego słabość wycofałam się.
- Gdzie Jocelyn ?
- Z Luke'iem... Tato ona... - Odsunęłam się od niego.
- Wzięli ślub, prawda ?
- Tu są - szepnęłam wskazując obraz, na którym był cały Krąg.
W centralnej części byli moi rodzice i Luke. Zaraz obok Luke'a była ciocia Amatis. Obok niej natomiast stali Lightwood'owie - Robert i Maryse.
Obraz był namalowany niedługo po założeniu Kręgu więc niektórych brakowało, a niektórych takich, jak mojego taty już nie było.
- Wyglądają na... Wojowniczych. Bardziej niż są teraz.
- Cóż, osoba, która malowała mogła trochę pozmieniać i...
- Clary ! - usłyszałam krzyk, tak mi znajomy, ale to przecież niemożliwe.
Odwróciłam się i łzy napłynęły mi do oczu. W korytarzu, przed Magnusem i Tessą stał mój tata. Valentine Morgenstern.
Twórca Kręgu.
Mój ojciec.
Mój zmarły tata.
- Clary. - Alec musiał zobaczyć, że stanęłam, jak wryta i patrzyłam na Valentine'a.
Wpatrywałam się w swojego ojca, który patrzył się na mnie. Bał się chyba podejść. Wyciągnął do mnie ręce.
- Clary to ja... Nie płacz - poprosił.
Nie wytrzymałam. Rzuciłam się na jego szyję. Położył dłoń na moich plecach i pogładził je. Wtuliłam twarz wjego szyję.
- Tatusiu, ale jak ? - zapytałam.
- Jace - usyszałam tylko. - Jak poczuje się lepiej musisz zacząć z nim trenować. Razajel powie mu co. Ja przygotuje Jonathana. Nie mam już czego cię uczyć.
Tak. Zawsze konkretny tata wrócił.
Od razu podziękowałam Jace'owi używając naszej kochanej zdolności. Czując jednak jego słabość wycofałam się.
- Gdzie Jocelyn ?
- Z Luke'iem... Tato ona... - Odsunęłam się od niego.
- Wzięli ślub, prawda ?
- Tak - szepnęłam niepewnie. - W dodatku Luke przemienił się w wilkołaka. Chciał cię pomścić i trafił na stado. Za późno zareagował. Przemiana nastąpiła. Luke nie chciał nikogo zranić, więc zamknął się w piwnicy. Po tym jednak nikt nie ważył się nawet proponować aby wyrzucić go z Kręgu... Tato, jeśli teraz żyjesz to...
- Nie wiem ile. - Położył dłoń na moim ramieniu.
- Co ?
- Kochanie, to, że Jace mnie wezwał, nie znaczy, że będę żył do końca... To skomplikowane córusiu. Szykuje się wielka wojna. Po niej najprawdopodobniej odejdę. Nie mogę tu być długo. Clave nie może się o niczym dowiedzieć. To sprawa, która jest ponad nich, tak samo, jak nasza tajemnica.
- Tato, ale...
- Clary, wiem wiele rzeczy i muszę potem z Tobą porozmawiać, jednak najpierw, gdzie jest Jo ?
Przezwisko mamy. Tylko on ją tak nazywał. Jo. Jego Jo, która teraz jest z Luke'iem. Nie wiem, jak to przyjmą.
- Zaprowadzę cię. Wiele tu się zmieniło. A ty Bane gdzie ? Pilnuj Jace'a ! On i mój brat wykopali topory wojenne.
- Pączusiu, biszkopciku, marmoladko, czekoladko, cukiereczku... Jestem głodny, a przez ciebie teraz jeszcze bardziej. No do cholery z twoją słodkością. - Czarownik widocznie był nie tylko co głodny, ale chyba zmęczony.
- Tessa... ? - zapytałam nie wiedząc co powiedzieć
- Jest głodny i zmęczony, a Jace potrzebuje snu. Spokojnie, Jonathan nie wyleje na niego demonicznej posoki już - powiedziała i wzięła Bane'a za rękę, aby iść z nim pewnie do kuchni.
- Co ? - zapytał tata.
- Jace mnie wziął za farbowaną lalę, sławną przez ojca, która nie umie nic. Ja podobnie. I Jona się o tym dowiedział, bo runa na czytanie myśli działa i wylał na niego tą krew demona... Tak Jona zabił Jace'a prawie...
- Podczas próby ? Wiem o tym. Chodziło mi o zachowanie Magnusa. Nie wyglądasz na ani jedną rzecz, jakiej użył, jako twoje przezwisko. - Tata pokazał mi gestem, żebym go poprowadziła, a resztę rozmowy skończymy idąc.
- Tak, Magnus z roku na rok mówi, że byłam coraz słodsza i tak mnie nazywa.
- Bardzo zły był Jace ? Ja wiem jedynie o zachowaniu Jonathana...
- Cóż, umierał... A ja płakałam... Sporo.
- Dowiedziałaś się wtedy wszystkiego ?
Od razu zrozumiałam, że tacie chodzi o dzień jego śmierci. Przed oczami stanął mi obraz biblioteki. Luke przy ścianie, zalany łzami, z zabraną bronią - każdy bał się, że mimo wszystko popełni samobójstwo. Mama tuląca mnie i Jonathana. Łzy ciekły mi strużkami... Wtedy działał na mnie czar Magnusa. Myślałam, że moje łzy to po prostu woda, słona woda, nic wielkiego.
Cisza. Słyszeć tylko łkania. Wszystkich. Mniejsze i większe. I wtedy mama to powiedziała.
- Et angelus terrena. - Jesteś ziemskim aniołem.
To jedno zdanie z łaciny sprawiło, że zobaczyłam raj. Niebo. Królestwo aniołów.
Widziałam, jak Razajel mnie trzymał. Małe dziecko, a raczej duszyczkę małego dziecka. Ithuriel szedł, z jakąś skrzyneczką. Kryształową. Lśniącą.
- Wada serca - powiedział wtedy Razajel patrząc na mnie
- Morgenstern, Poranna Gwiazda, imię Lucyfera. To ona - powiedział Uriel - To pierwsza ziemska anielica. Ma dostać to, co odebraliśmy jemu.
- Będzie tęsknić za Rajem - westchnął Ithuriel i dotknął mojego ramienia, tam, gdzie mam bliznę. - Wezmę ją.
Razajel, który był wyraźnie osłabiony podał mu mnie. Anioł uśpił mnie. Gdy znów otworzyłam oczy tata tulił mnie do siebie. Ktoś go szarpał. Płakałam...
- Clary.
Ciepła dłoń na moim ramieniu. Ciepła dłoń taty.
- Tak ? Słucham cię.
- Zaprowadź mnie pod drzwi, a później... Czekaj na mnie, nie wiem...
- Twój gabinet nie był naruszany - powiedziałam. - Tam mam czekać ? Mama cię zaprowadzi, albo...
- Zgoda. Tam - szepnął po czym wziął mnie pod rękę, tak ja zawsze chodziliśmy.
- Co chcesz im powiedzieć ? - zapytałam.
- To, co muszę. Jak spotkasz Jonathana, to powiedź mu, że potrenujemy razem. - Jonathan jest w Alicante. Kupuje nową broń... I kukły...
- Zniszczyłaś wszystkie sztyletami, prawda ?
- Tak wychodzi. - Stanęłam pod drzwiami gabinetu Luke'a, skąd dobiegały ich głosy. Mamy i mojego... wuja, ojczyma ? Nie wiem.
- Idź - szepnął do mnie
Siedziałam przy starym fotelu w gabinecie taty. Czekałam na niego, po tylu latach, po jego śmierci... 3 lata. Teraz siedząc w tym fotelu wdychałam zapach kurzu, jaki się nazbierał. Dwa lata nikt tu nie przychodził. Wcześniej mama tu sprzątała nie wpuszczając służby. Może gdzieś były zapiski o mnie ?
Nikt ze służby nie wiedział o mnie, a raczej moich zdolnościach.
Dalej nie wiedzą.
- Luke przyjął to dobrze - usłyszałam głos taty.
- To, czyli co ?
- Że kilka tygodni, może miesięcy pomieszkam tu... Ale on jest z Jo szczęśliwy. I ona też. To mnie cieszy... Radzą sobie, prawda ?
- Są szczęśliwi.
- Niestety sądzę, że ty nie będziesz po tej rozmowie...
- Tato...
- Wiem, coś, co... Jest bardzo ważne, ale nie możesz nikomu o tym mówić. Nawet z Jace'em o tym nie rozmawiaj. On może o tym się dowie sam, ale nie rozmawiaj.
- Obiecuje tato, ale co jest tak...
- Nie masz swojego serca. Serce, które w tobie bije to serce ukochanej Lucyfera. Urodziłaś się z wadą serca. Śmiertelną. Dlatego byłaś martwa.
- Ale jak mogę mieć jej serce ?
- Viviena, bo tak miała na imię, była zakochana w Lucyferze, a on w niej. Spłodził z nią dziecko. Według legend zdążyła je urodzić i odesłać do siostry. To dziecko jednak zostało zabite przez Archanioły i to samo Viviena. Ciała ich zostały zabrane do Niebios, aby Lucyfer nigdy nie ożywił ich. Jednak po kilkuset latach okazało się, że Wielki Demon nie wiedział o dziecku... W teorii ono mogło spokojnie żyć... W praktyce... Również.
- Ale jak ? Czy on...
- To było tuż po jego strąceniu. Był zbyt słaby, aby iść po dziecko. Anioły zabiły niewinne dziecko i jego matkę. Lucyfer był aniołem, kiedy począł to dziecko. Urodził by się po prostu silny Nefilim, a on nie mógłby do nich dołączyć. Odzyskał siły po kilkuset latach.
- Anioły zamordowały dziecko i jego matkę ?
- Tak. Jednak Archanioły poprzysięgły sobie, że w zamian oddadzą innemu dziecko to, co odebrały Lucyferowi. Jako pewną pokutę. Owego chłopca zabiły poprzez utworzenie wady serca, kiedy był w łonie. To go zabiło. Jego serce nigdy nie miało szansy aby zabić. To samo miałaś ty. To nie ja cię uratowałem. Anioły zdecydowały, że jesteś tą, która zasłużyła na życie, ale..,
- Ale ?
- Aby uratować twoją duszę anioły musiały dać ci część jestestwa innego anioła. Kiedy Lucyfer został strącony do piekła stracił swoją anielską moc... Anioły zebrały ją i zamknęły w pilnie strzeżonym miejscu. Użyły tej mocy, aby cię uratować. Masz w sobie dziedzictwo Lucyfera, tylko, że to dobre, anielskie. Jednak... Masz w sobie i mrok. Moc, jaką posiadał ukształtowała jego charakter. Dlatego raz mówiłem ci abyś nie była mściwa...
- Więc to nie był tylko sen...
- To nigdy nie były tylko sny, ale posłuchaj. Jeśli ty nie będziesz uważać, możesz skończyć, tak jak on.
- Dlatego mam Jace'a, prawda ?
- Anioły zabiły dwie osoby. Najpierw dziecko, potem matkę. 6 miesięcy dłużej żyła Viviena. Aby zrekompensować to teraz 6 miesięcy wcześniej urodził się Jace...
- Minuta. Co ma do tego Jace ?
- Jace... Cóż. On też żyje dzięki aniołom, tylko on... Jest silniejszy, bo... On ma spuściznę... Kilku Archaniołów - Gabriela, Uriela, Razajela, Rafała, Ithuriela no i Michała.
- Sześciu Archaniołów - szepnęłam otępiała - Ale jak ? Po co ?
- Anioły postanowiły, że musisz mieć ochronę. Wiedziały o twoich narodzinach wcześniej i wiedziały, że będziesz potrzebowała ochrony. Jace otrzymał za to coś od dziecka Lucyfera...
- Co ?
- Część tchawicy to część z dziecka Lucyfera. Viviena zmarła przez uduszenie, a Jace pierwotnie miał pępowinę wokół szyi.
- Minuta. Ja zmarłam, jak dziecko Lucyfera, a Jace, jak jego matka ?
- Dlatego was wybrano. To co was zabiło, dało wam życie.
- Jest jeszcze coś ?
- To Lucyfer atakuje. Dowiedział się o tobie i chce z powrotem tego, co należało do niego. Twojego serca i swojej mocy. Nie może jej jednak dostać. Gdy był aniołem, był jednym z najsilniejszych. Z tą mocą, jaka w tobie tkwi, mógłby zniszczyć Niebiosa i wszystko co żyje.
- A serce Vivieny ?
- Jeśli by je dostał, mógłby ożywić swoją ukochaną.
- A co z tchawicą Jace'a ?
- To samo, tylko w sprawie jego dziecka. Ale wy wtedy będziecie martwi, on posiadający wasze moce, bo on nie pogardzi mocą 6 Archaniołów, zapanuje nad wszystkim i wszystko zniszczy. Nie możecie do tego dopuścić. A ty nie możesz ulec mrokowi, który czai się w twojej duszy, bo jeśli ulegniesz mu, może się to skończyć jeszcze gorzej.
- Czyli stanowię zagrożenie ? - moje, a raczej serce Vivieny biło o wiele za szybko.
Byłam przerażona taką myślą.
- Tylko wtedy, gdy nie panujesz nad swoim mrokiem, bo on czai się w każdym, ale jeśli się nad nim panuje, nie wyrządzimy nikomu krzywdy.