sobota, 6 sierpnia 2016
Rozdział 2 cz.2
Jonathan otworzył drzwi od gabinetu. Gdy weszłam od razu zobaczyłam dwie nowe twarze. Szatyn z nie powiem, pięknymi chabrowymi oczami i blondyn z dziwnie złotymi oczami siedzieli na przeciw mojego ojczyma i mamy.
Od razu zauważyłam, że szatynowi trochę zmienił się wyraz twarzy, kiedy mnie zobaczył. Choć nie powiem, ja również nie spodziewałam się takiego przystojniaka.
-Witaj córeczko, poznaj proszę swoich nowych kolegów i nauczycieli - powiedziała mama, a ja ledwo powstrzymałam się od przypomnienia jej, że jestem córką samego Valentina Morgensterna i byłam przez niego wystarczająco długo trenowana, a teraz trenowana przez Jonathana tak, że w dwie minuty mogłabym powalić tę dwójkę
Blondyn i szatyn wstali, by do nas podejść.
- Jestem Jace Herondale, tak, ten słynny pogromca demonów, ekspert w dziedzinie demonicznej ospy, morderca bezczelnych kaczek - powiedział ten pierwszy, a ja ugryzłam się mocno w język, by nie zaśmiać się, że potrzebujemy tu mordercę demonów, a nie głupiego ptactwa, które może zabić pięciolatek
- Alexander Lightwood, przyjaciel tego rąbniętego człowieka - przedstawił się szatyn wskazując kciukiem swojego parabatai, a ja uśmiechnęłam się.
Przynajmniej on jest normalniejszy... i przystojniejszy na pierwszy rzut oka. On również się uśmiechnął, ale ja to znam - próbował ze mną flirtować.
Choć mi się to podoba. Od jakiegoś czasu nie flirtowałam z nikim... No chyba, że liczą się wypady treningowe do jakiś miast, gdzie flirtem wabiłam demony.
Ale teraz chce zapytać Razajela, czemu połączył mój los z takim tlenionym blondaskiem, a nie nawet z jego pabaratai. Czemu ?!
- Miło mi, ja jestem Clarissa Morgenstern, a to mój brat Jonathan. Mam nadzieję, że się polubicie i nauczycie mnie czegoś przydatnego - "tylko błagam nie patroszenia kaczek" domówiłam w myślach
- Dość tych powitań, Clary, córeczko zaprowadź Alec'a do jego pokoju i oprowadź po rezydencji jutro. To samo ty Jonathanie zrób z drugim gościem - powiedział Luke, a ja rzuciłam mu wdzięczne spojrzenie, za to, że miałam zająć się Alec'iem.
Bez słowa pociągnęłam go lekko na korytarz, żeby jak najszybciej oddalić się od Jace'a Herondale'a, mordercy kaczek... Na Anioła.
- Hej, umiem sam chodzić - zaśmiał się po chwili, gdy szliśmy schodami na drugie piętro, gdzie są między innymi sypialnie
- Przepraszam. Po prostu twój parabatai...
- Trochę cię wkurzył swym powitaniem - zapytał, a raczej stwierdził
- Jak z nim wytrzymujesz ? - zapytałam patrząc na niego
Miał piękne chabrowe oczy, które były bardzo widoczne na bladej skórze, na której kontrastowały mocno czarne znaki. Jego czarne włosy okalały przystojną twarz, a nawet lekko zasłaniały poprzez grzywkę, która zaczesana była na jeden bok, tak, że kończyła się nad brwią. Miał bardziej zadarty nos niż Jace i na moje oko był mniej umięśniony, ale piękno nie zawsze idzie w parze z bicepsami.
- Nie jest taki na co dzień. Wiesz, uważa się za mistrza pierwszego wrażenia i chciał żebyś, jako córka Morgensterna uważała, że jest nie wiadomo kim i myślała, że pokonał niewiadomo kogo, a fakt, że ma cię strzec...
- Skąd wiesz, że ma mnie strzec ? Skąd wiesz, że wasza dwójka ma mnie w ogóle strzec ? - zapytałam zdziwiona, gdyż mama mówiła, że szatyn nie jest na razie wtajemniczony w tą całą sprawę i ma nic nie wiedzieć, przynajmniej do pewnego momentu
- Mój tata nam powiedział, kiedy czekaliśmy na twoją mamę i...tego wilkołaka...
- Luke to mój ojczym. - poprawiłam go, gdy przechodziliśmy koło portretu mojego ojca - Był parabatai mojego ojca i przyjacielem mojej mamy.
- Po jego śmierci ożenił się z nią ?
- To była ostatnia wola taty - szepnęłam.
- Czekaj. Ożenił się, bo tak chciał jego parabatai ?
- Nie. Znaczy... - westchnęłam, i dopiero wtedy zauważyłam, że stanęliśmy przy obrazie, na którym jest cały Krąg - Luke kochał mamę, ale jako przyjaciółkę. Kiedy tata zmarł... Długo nie potrafił się znów otworzyć. Był... On strasznie się o mnie bał. Sądził, że... Ten, kto zabił tatę polował na mnie. Przez wiele miesięcy razem z innymi członkami Kręgu penetrował każdy centymetr kwadratowy lasu Brocelind, ale nie znalazł niczego, prócz wilkołaków. Niestety to spotkanie skończyło się tym, że został ugryziony, a ma taki charakter, że najpierw zajmie się innymi, potem sobą... Przemienił się, ale nie zmienił się, pod względem charakteru. Nikomu nawet nie przeszło przez głowę, by przez taką błahostkę wyrzucić go z Kręgu, czy pozbawić przywódctwa. Został z nami. Dalej chciał się mną opiekować, a ja cóż. Nie chciałam tracić kolejnej bliskiej mi osoby - urwałam na moment i spojrzałam na niego. Dalej mnie słuchał, a może i nawet zaciekawiło go to bardziej niż myślałam - Kiedy wszyscy myśleli, że Luke zapomniał o woli mojego ojca, a nikt nie śmiał mu jej wypominać, gdyż był przywódcą Kręgu, on oświadczył się mojej mamie. Nikt się tego nie spodziewał. Przyjęła oświadczyny i dwa miesiące później odbyło się małe wesele... Niosłam stelę im - mruknęłam wspominając owy dzień
- Jonathan nie miał nic przeciw ? - zapytał, gdy znów ruszyliśmy korytarzem
- Uszanował wole ojca... I mamy. Mimo wszystko ja zawsze traktowałam Luke'a, jako członka rodziny więc nie było tak trudno go zaakceptować. Gorzej z nazewnictwem.
- Czemu ?
- 13 lat mówiłam do niego "wujku", a tu muszę zaczynać "Luke" lub "ojczymie".
- Ojczymie ? Nie tato, czy coś ? - zapytał zdziwiony
- Nikogo nie nazwę już tatą. Miałam jednego i mi go odebrano - rzuciłam powoli wypuszczając powietrze z płuc
- Spokojnie - szepnął i objął mnie delikatnie - On pewnie by nie chciał, byś cierpiała całe życie, przez ten jeden dzień.
- Dziękuję. - mruknęłam, po czym zatrzymałam się pod drzwiami jego sypialni - To twój pokój. Gdybyś szukał mordercy kaczek, jego pokój powinien być dwa pokoje wcześniej. - mruknęłam wskazując mu pokój blondyna
- A twój gdzie jest ? - zapytał
- A co ? Chcesz mnie odwiedzić w nocy ?
- Muszę cię strzec - zaśmiał się
- Mój brat ma nocną zmianę, to wiesz, lepiej nie.
- Nie bądź taka.
- Koniec tego korytarza są drzwi, ale nie obiecuję, że ci otworzę - mruknęłam w końcu i poszłam do pokoju zostawiając go samego na korytarzu
Kiedy szłam korytarzem minęłam jeszcze ciocię Amatis, która uśmiechnęła się do mnie tylko i zniknęła za drzwiami swojego pokoju.
Przeczesałam włosy palcami stając koło pokoju. Otworzyłam drzwi. Zapaliłam światło w ogromnym pokoju.
Kiedy rozejrzałam się po nim po raz kolejny przypomniałam sobie, jak bardzo ojciec mnie kochał. Kiedyś były tu dwa pokoje, ale on wyburzył ścianę, by zrobić mi ogromną komnatę ze ścianą-oknem, łożem z baldachimem, ogromną garderobą, prywatną zbrojownią i sporą, prywatną, marmurową łazienką.
"Pokój marzeń, dla mojego wymarzonego aniołka, jakim jesteś i nigdy nie przestaniesz być." powiedział, kiedy po przeprowadzce z pokoju obok sypialni rodziców przeniosłam się tu mając 6 lat...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Rozdział mega �� czekam na next!
OdpowiedzUsuń