sobota, 13 sierpnia 2016

Rozdział 3 cz.2


Jadąc koło Jonathana na koniu patrzyłam na nieprzytomnego blondyna. Jace leżał na materiale przywiązanym z obu stron do konia mojego i Jonathana. Mój starszy brat przesadził. Po jakiego było wylewać prawdziwą krew demona na niego ? Ach no tak. Mój kochany braciszek przeczytał jego myśli dzięki mojej runie i zdenerwował się. 
- Jak bardzo wpieni się Luke ? - zapytał w końcu Patrick.
- W ogóle - prychnęłam. - Wyleczę tego pyszałka... Mam tylko nadzieję, że mama i Luke zajęli się Alexandrem. 
- Czy o czymś nie wiem ? - zapytał nagle Jona.
- Tak. Jeśli ta dwójka będzie tak ranna to... będzie trzeba wzywać Zachariasza. - kiedy wymówiłam imię Cichego Brata, który był przy moich narodzinach wszyscy zadrżeli.
Nikt nie wspominał miło moich narodzin, a przynajmniej pierwszych chwil po nich. Nawet ja. Pamietałam je. Wryły się w moją pamięć zbyt głęboko. 
- To mamy kłopot... - mruknęła Amatis.
- Trochę. Inni Bracia są czasami zbyt wścibscy. 
- Nie jest tak źle. Rozumieją, że zawsze prosimy o Zachariasza. - Pangborn odwrócił się do nas mówiąc to.
Anson Pangborn, nic nie zmieniony Anson. Zawsze ślepo wierny mojemu ojcu i naszej rodzinie. To on pierwszy, dobrowolnie strzegł mnie, jak miałam 13 lat. Był również i moim trenerem, kiedy tata nie miał czasu lub, gdy go zabrakło. 
- Już blisko - powiedziałam widząc rezydencję.

Na powitanie - kazanie mamy. Czego innego się spodziewać ?
- Mamo, to Jonathan wziął tyle posoki i to on ją wylał. Ja pilnowałam jedynie run i iluzji - powiedziałam, kiedy moja rodzicielka przerwała na chwilę.
- Jonathan ? 
- Obraził Clary. Słyszałem jego myśli - usprawiedliwił się wskazując wyblakłą już runę.
- Zwariuję. - poszła pierwsza korytarzem do gabinetu prowadząc za sobą Jonathana.
Ja zaś poszłam do sali, gdzie był blondyn. Wchodząc od razu zobaczyłam, jak młody Lightwood mimo bólu, siedzi na krześle koło parabatai. 
Coś tknęło mnie w sercu. Tata i Luke byli tak samo zżyci. 
Luke był z resztą, czyli Pangbornem, Amatis, Patrickiem no i oczywiście z mamą i Jonathanem w gabinecie. Rozmawiali o tym całym zajściu, które miało być zwykłym testem umiejętności człowieka, z którym zostałam związana przeznaczeniem. Jednak przez mściwość kochanego braciszka zrobił się bajzel. 
- Co się stało ? - wychrypiał Alec, kiedy usiadłam na łóżku blondyna.
- Był sprawdzany - powiedziałam i spojrzałam na zdziwionego szatyna. - On i ja mamy wspólne przeznaczenie... Coś co zabiło, kiedyś mojego ojca polowało na mnie. Tak samo pożar u niego w domu. Miał zabić jego, nie Celine i Stephena. 
- Skąd o tym wiesz ?
- Byli członkami Kręgu. Twoi rodzice też nimi są. - mówiłam beznamiętnie szukając steli w wewnętrznej kieszeni kurtki. - Są na obrazach, nie zauważyłeś ?
- Nie patrzyłem na obrazy. - przyznał i skrzywił się.
Był przytomny, ale ból, jaki prawdopodobnie odczuwałby przytomny Jace, dalej palił jego ciało. 
- Daj ramię. 
- Mam runę.
- Ale nie moją.
Wysunął do mnie ramię. Byłam wściekła w środku na brata, więc wiele nie musiałam zrobić. Przelać siłę w runę. Jestem przed płótnem i muszę zacząć malować moją mocą. Kształtuje. Tak, jak zostałam nauczona. Tak, jak musiałam.
Runa zalśniła na jego ramieniu. Alec sapnął.
- Co jest ? - zapytałam.
- Nie boli... Zniknęło - wyszeptał.
Uśmiechnęłam się mimowolnie. Spojrzałam na blondyna, który już został przebrany, ale na Litość Anielską - musiał być bez koszulki, aby opatrzyć mu porządnie to ramię. 
Pochyliłam się nad raną. Delikatnie zaczęłam tworzyć runy. Ręka sama szła. Ja tylko kształtowałam myślą, skupiałam się nad tym, co chce zrobić, co osiągnąć i jak. 
Niewyraźny szept wydobył się z jego ust.
- Jasmine... - pokręciłam głową
Na Anioła - kto to jest ? Jego dziewczyna do łóżeczka, za którą tęskni ? Dziwka, której nie zapłacił ? Nie. Powiedział, bym jej pilnowała, bo myślał, że umrze... Może jednak, jakaś biedaczka go pokochała ? 
- Zamiast bełkotania wracaj do nas, morderco kaczek - prychnęłam odsuwając się i patrząc na kilka run, które miał na ramieniu.
- Co jest ? - zapytał słabo.
Rozchylił powieki. Uśmiechnęłam się. Byłam lepsza od Cichych Braci. 
- Clarrisa... - jęknął słabo. - Co ty ? - chyba zobaczył mnie i nagle jego powieki całkowicie się otworzyły. - Śledziłaś mnie.
- Powiedziałam coś do ciebie, więc nie. Szłam za tobą z czwórką innych ludzi. 
- Prawie umarłem, a wy nic ? - zapytał, a Alec spojrzał na mnie podejrzanie.
Drzwi otworzyły się i weszła moja mama, Luke i Jona. 
- Nie walczyłeś z demonami. - byłam spokojna. 
Marudziłeś na tamtą Clary to poznaj prawdziwą.
- Jak nie ? Czwórka...
- To była iluzja - wtrącił Jonathan.
Bez słowa potarłam pierścień od Magnusa. Wyciągnęłam ramię w bok. Zamknęłam oczy i odtworzyłam wygląd demonów. Kiedy otworzyłam oczy Jace i Alec patrzyli na mnie. Blondyn chciał mnie chyba zabić, a szatyn nie wiedział o co chodzi. 
- W tamtym miejscu były runy masujące nas. Każdy cios, jaki poczułeś zadali Ci członkowie Kręgu - tłumaczył Luke. - To był sprawdzian, który przygotował Valentine, kiedy tylko dowiedział się o przepowiedni.
- Sprawdzian ? 
- Clary i Jonathan to jedni z najlepiej wytrenowanych Nocnych Łowców. Chciał sprawdzić twoje kompetencje. Zdałeś. 
- A ta posoka ? 
- Ja ją wylałem na ciebie. - Jonathan podszedł do mnie.
Objął ramieniem, kiedy opuszczałam rękę. 
- Miałem runę, która pozwala czytać w myślach... Nie będziesz obrażać mojej siostry, a jej włosy są naturalnie rude po mamie, tleniony blondasie. - koniec przyjaźnienia się.
- Jestem naturalnym blondynem - prychnął.
- Jak go wyleczyłaś ? - zapytał nagle Alec.
- Jestem ziemskim aniołem. - powiedziałam bez ogródek - Jace również. 
- Co ? - zapytali razem.
- Nie powiedzieli wam ? Magnus mówił, że powie wam choćby miał zmienić każdego, kto stanie mu na drodze w niegroźne chomiki z niebieskimi oczami. - zaśmiałam się.
Magnus wokół gromadki chomików. Muszę kiedyś to zobaczyć.  
- Znacz Bane'a ? 
- Oczywiście. Od niego mam ten pierścień i on mnie uczy... 
- Nas też, ale rozumienia magii i te rzeczy. - oni na serio nic nie wiedzieli ? Magnus nie dał rady im powiedzieć ?
- Co to są ziemskie anioły ? - zapytał Jace.
- Magnus wam to wytłumaczy, kiedy się zjawi. On jest w tej materii lepszy... Mogę jedynie powiedzieć, że wasza misja jest inna niż oficjalne podanie.
- To może powiecie czym jest Krąg ? - zaproponował Jace.
- Krąg to tajna organizacja stworzona przez Valentina, kiedy Clary nie miała nawet roku. Muszę was powiadomić, że... I Herondale'owie i
- ...moi rodzice to członkowie - dokończył Alec. - Clary mi powiedziała przed chwilą.
- Moi rodzice byli w tym ? To wy ich spaliliście, aby ich sprawdzić ?! - Jace był już ewidentnie bardzo wkurzony.
- Nie. Zabiła ich ta sama istota, a raczej istoty, co mojego ojca - wtrąciłam. - Oni polowali na nas, ale twoi rodzice cię ocalili, tak samo, jak tata mnie. 
- Clave nie wie o istnieniu Kręgu, ale nie myślcie, że Jia coś z tym zrobi. Ona i Patrick to również członkowie. Wy z resztą już też. Nikt spoza nas o tym nie wie, gdyż Clave pewnie by sądziło, że lepiej poświecić kilko z nas, za cały świat, a to nie tak wygląda. To, co nam grozi, to zło samo w sobie i nie dotrzyma żadnej umowy. 
- To samo mówił Razajel... - wyszeptał Jace, a ja zmarszczyłam czoło. 
Czyli coś wiedziałeś ?
- Co ? - szatyn był w tym wszystkim na serio pogubiony.
- To nie Robert nas tu wysłał przez Bramę, tylko Razajel. Kiedy odszedłeś powiedział mi przepowiednie i odszedł. Tam było, że...
- Jace. Skup się na jednym. - Luke zwrócił na siebie uwagę i blondyna, i szatyna.
- Clave nic nie wie o Kręgu - powtórzył Jace. 
- I się nie dowie. Naszym zadaniem było chronienie Clary, największego skarbu Valentine'a i jednego z większych skarbów tego świata. 
- Jednego z ? - dopytał Jace.
- Jak się okazuje jesteś potrzebny - prychnęłam. 
- I co ? Krąg będzie mnie chronił ?
- Nie. - tym razem to mama zabrała głos. - Ty jesteś inny, a Clary inna. 
- Jaka jest różnica ? Ja to chłopak, ona dziewczyna ? - zakpił sobie
Ważne sprawy tu się omawia, a on kpi ? Kpi sobie ?! Kpi z Kręgu ?! 
- Może taka, że ty nie urodziłeś się martwy ! - krzyknęłam. - Może taka, że ty miałeś w miarę normalne życie, kiedy ja muszę się męczyć przez cały żywot ! Nie wiesz, jak to jest widzieć ludzi, których znasz martwych i nie możesz pisnąć o tym słowa ! Nie wiesz, co to znaczy, kiedy przez całe twoje życie anioły wpieprzają się w nie !
- Clary... - wyszeptał Luke, kiedy Jonathan przytulił mnie
Łzy pociekły po moich policzkach. Patrzyłam przez sekundę, jak jedna słona kropla spada na ziemię i nie ! Znów ! Kiedy zetknęła się z ziemią zmieniła się w krew. Złotą, anielską krew. Wyrwałam się z objęć Jonathana, który patrzył na anielską posokę. Wszyscy na nią spojrzeli. 
Wybiegłam z pokoju, słysząc, jak moja rodzina mnie woła. 

2 komentarze: