sobota, 20 sierpnia 2016

Rozdział 4 cz.2


Zobaczyłam Razajela. O nie. Nie, nie, nie. Jak oparzona odskoczyłam od niego. Dyszałam. Wytarłam złote łzy z policzka. 
- Nie - powiedziałam.
- Czemu zobaczyłem... 
- Chciałeś zobaczyć moje wspomnienia, tak ? - zapytałam patrząc na zaskoczonego blondyna.
- Musiałaś pomyśleć o swojej przeszłości i obraz się pojawił... - jęknął, a zauważyłam krople potu na czole - Chyba jednak na serio zaraz go zobaczę...
Nagle przypomniałam sobie słowa ojca. Odkąd tylko pamiętam badał moje łzy. Za każdym razem była to ta sama krew. Anielska krew. Kiedyś pokazał mi, że kilka kropli, które spadło na ranę mamy uleczyło ją. Wzmocniło nawet. 
Sięgnęłam po chusteczkę. Otarłam nią łzy. 
Zrobiła się złota, tak jak zwykle. 
Przyłożyłam ją do blizny Jace'a. Nie musiałam jej długo szukać. Miał ją w tym samym miejscu co ja. 
- Co robisz ? - zapytał cicho.
- Leczę cię swoim płaczem. - jakkolwiek dziwnie to brzmi.  - Magnus ! 
- Jest gorzej, prawda ? - zapytał wchodząc do pomieszczenia.
- Raczej powiedź, że Alec już jest. 
- Jeszcze... - dotknął czoła blondyna i chyba zdziwił się. - Stan się stabilizuje... Coś ty mu... Twoje łzy. Ale to...
- Wiem. - miałam już dość powtarzania mi, że mam niebiański ogień w sobie, że mam w sobie niejako dziedzictwo Lucyfera, że mam być "poranną gwiazdą", końcem jednego, początkiem drugiego.
Bane nie wiedział, jak to może wpłynąć na Jace'a, który w innej przepowiedni został nazwany "Wartownikiem Gwiazdy, Wojownikiem Ziemskich Dusz, Aniołem, który nie pamiętał raju, aby za nim nie tęsknić". 
Z drugiej strony nie mogłam pozwolić aby umarł i to przez mojego brata, no i trochę przeze mnie. Spojrzałam na niego i westchnęłam. Gorączka mu chyba spadła. Nie pocił się. Patrzył na mnie. 
- Dziękuję - powiedział.
Uśmiechnęłam się słabo. 
- Zwolnij. Jednego dnia się nienawidzimy, godzimy i jeszcze mi dziękujesz ? 
Zaśmiał się lekko, ale po chwili syknął z bólu. Wtedy drzwi do sali otworzyły się i zobaczyłam czarownicę. Była w jeansach i koszulce z walijskim smokiem. Magnus opowiadał mi o niej. To była Tessa.
- No na reszcie. - Bane podszedł do niej - Potrzebna chyba będzie transfuzja krwi...
- Mam krew demona - zauważyła kobieta.
- On też. - wskazał kciukiem Jace'a.
- Wiem, co możecie zrobić - wtrąciłam się.
- Twoja krew też odpada gwiazdeczko. 
- Moja krew, nie Ithuriela - zauważyłam.
Bane stanął, jak wryty. Tessa patrzyła na mnie niezrozumiale, Jace mimo wszystko patrzył na mnie, a Alec dysząc usiadł koło niego i wbił wzrok w jego bliznę.
- Skąd ? - zapytał Bane.
- Moje łzy. - szepnęłam hasłowo.
- Ale...
- Czekajcie. - warknęłam i pobiegłam na dół. 
Tata w piwnicy miał małe laboratorium, w którym badał moje łzy, rozgryzał wiele przepowiedni, rutynowo badał moje serce. Tak bał się, że znów ono stanie, mimo słów aniołów.
Gdy otworzyłam dębowe drzwi poczułam od razu zapach kurzu. Zapaliłam światło w postaci szeregu runicznych kamieni w ścianie połączonych runami. Zawsze lubiłam je zapalać dotykiem steli. 
Od razu podeszłam do szafki. Była na kłódkę odporną na runy (sprawka Magnusa) lecz ja miałam klucz. Wzięłam księgę, która leżała na szafce i otworzyłam na stronie 666. Była tam wnęka z kluczem. Wzięłam metalowy przedmiot i otworzyłam zamek. 
W szafce zobaczyłam kilkanaście fiolek pełnych moich łez, czyli krwi Ithuriela. Tata kilka lat badał moją krew i w końcu dowiódł tego. Moje łzy zmieniały się w krew anioła, który wziął moją duszę i zwrócił ją ciału dając przy tym to, co zostało odebrane Lucyferowi. 
Wzięłam kilka fiolek. Zamknęłam szafkę, schowałam klucz i wybiegłam. Mimo wszystko zajęło mi tu za dużo czasu. 
Biegnąc nie patrzyłam, czy ktoś idzie. Wszyscy zawsze ustępowali mi z drogi. Kiedy byłam przy drzwiach sali usłyszałam, jak Magnus wyprasza Alec'a. Weszłam do środka i postawiłam na stoliku fiolki krwi. 
- Anielska posoka neutralizuje demoniczną w środowisku laboratoryjnym. - wyrecytowałam z pamięci słowa ojca - Jeśli Tessa "wleje" do zlewki - mówiąc wyciągnęłam z szafki owe naczynie - swoją krew, po czym dodacie krew z tych fiolek po czym przesączycie przez to - wyjęłam papierek, który nosił śmieszną nazwę sączka - powinniście otrzymać neutralną krew o określonej grupie krwi, czyli takiej, jaką ma Tessa.
- I Ithuriela krew.
- Nie. Otrzymamy normalną krew. Jednak pewnie organizm Jace'a zareaguje na to i sam wyrówna resztę parametrów, przynajmniej powinien. 
- Skąd tyle wiesz ?
- Tata, brat Zachariasz, Magnus, Catarina, księgi... - wyliczyłam i wzięłam Alec'a za ramię - Zostawmy ich samych. 

Siedziałam w ogródku różanym. Był tu grób ojca, a przynajmniej jego część. Większość jego kości budowało Miasto Kości, popiół ze stosu spoczywał na cmentarzu, a mniejsze kosteczki tu. Clave zgodziło się na to. Kto odmawia prośbie tak wielu, kluczowych Nefilim ? Głupiec, a Clave wcale nie jest takie głupie.
Wiał delikatny wiaterek. Patrzyłam na kamień. Nigdy nie patrzyłam na napis. To mnie bolało. Odczytywanie lat życia ojca. Nie. Nie powinno go tu być. Nie powinno być tu jego grobu. 
- Clarriso... - i znów ta pełna forma. Oszaleje. 
- Clary. Clary Alec. - powiedziałam spokojnie.
- Clary. - powtórzył i usiadł koło mnie na ławeczce.
Spojrzał na grób taty. Położył białą róże u stóp kamienia. Zdziwiłam się na ten gest. 
- Możesz iść do Jace'a, jeśli chcesz...
- Ty powinieneś tam być. - szepnęłam.
- Tylko, że... On, Tessa i Magnus rozmawiają, o rzeczach, których nie rozumiem. Tłumaczą mu co to znaczy być ziemskim aniołem, mówią o jakiś przepowiedniach. Gubię się, a chce rozumieć, kim jest mój parabatai. Wytłumaczysz mi ?
Spojrzałam na niego. Jego kremowa skóra była wprost idealnym tłem dla czarnych pukli i błękitu jego oczu. Miał piękne rysy twarzy. Nie można temu zaprzeczyć. Był ode mnie wyższy, więc aby nasze oczy były na równym poziomie pochylił się, przez co widziałam doskonale jego obojczyk i runę parabatai. 
- Ja jestem inna, a Jace inny. Nie wiem, czy będę potrafiła, ale spróbuje. 
- Dziękuję - uśmiechnął się uroczo.
- Z tego co wiem, Jace urodził się taki. Urodził się ziemskim aniołem. Czemu ? Nie wiem. To wyroki Niebios. Przepowiednie powiedziały jednak, że będzie "Wartownikiem Gwiazdy, Wojownikiem Ziemskich Dusz, Aniołem, który nie pamięta raju, aby za nim nie tęsknić". Ma mnie chronić.
- Czemu ?
- Jestem Poranną Gwiazdą... Ugh. Jak to wytłumaczyć... - zastanawiałam się, kiedy usłyszałam myśli chłopaka "Jak to urodziła się martwa ? Jak zmartwychwstała ? Co to Poranna Gwiazda ?" - Może od początku. Kiedy się urodziłam Cichy Brat Zachariasz stwierdził zgon. Moja dusza była już w pustce. Ojciec wtedy ponoć wziął mnie w ramiona i nie chciał oddać prosząc w myślach każdego z aniołów po kolei, aby mnie wskrzesił. Anioły wysłuchały go. Razajel przybył do pustki i mnie wziął. Byłam w Niebiosach, w Raju. Pamiętam to. Piękne miejsce, którego nie da się opisać, ani namalować. Trzeba to zobaczyć. Wtedy Ithuriel przybył trzymając coś w skrzynce, chyba. To była dziwna skrzynia. Otworzył ją i przekazali mi to, co zostało odebrane Lucyferowi. Jego dobrą stronę jakby, jego anielskość. Zsyłając na ziemię moją duszę sprawili, że stałam się ziemskim aniołem. Widać to kiedy na przykład płaczę. 
- Czym różni się ziemski anioł od zwykłego ? 
- Nie podlegam im. - wyszeptałam - Ja i Jace nie podlegamy im. Mamy wolną wolę, możemy kochać, wychodzić za mąż. W moim przypadku mogę urodzić dziecko. Mogę żyć normalnie, ale...
- Ale ? 
- Lucyfer miał pewne przekleństwo. Zemsta sprawiła, że... skończył, jak skończył. Jeśli nie będę pilnowana mogę skończyć podobnie. Ponoć ma mnie pilnować Jace, ale w przepowiedni jest "Razem i osobno". To pewnie znaczy, że tylko przeznaczeniem i jak już coś przyjaźnią jesteśmy związani.
- Czyli jak coś to mam szansę u anioła ? - zapytał 
- Chcesz ze mną flirtować ? - zapytałam unosząc podbródek
- Powiedz, czy mam szansę. 
- Ledwie mnie znasz. 
- A już coś czuję - mruknął i chyba chciał dotknąć mojej twarzy, ale wstałam i odeszłam kilka kroków
- Chodź do Jace'a. - "Kurcze, jak blisko" usłyszałam jego myśl i zaśmiałam się
- Co cię bawi ? 
- Nic. - zaczęłam się droczyć.
- Clary... - szepnął mi nagle do ucha. - Powiedz. 
- Alec. Musimy iść do Jace'a...
- Powiedz więc.
- Zrobię Ci krzywdę. - ostrzegłam.
- Nie zrobisz. Aniołki są w końcu dobre. 
- Czytam myśli. Słyszałam, o czym myślałeś. 
Alec puścił mnie zaskoczony. Stał, jak wryty i zaczął gryźć dolną wargę nerwowo. Spiął się cały. No tak. Był obnażony przeze mnie. 
- Nie czytam ciągle - powiedziałam
- Ale... To krępujące. 
- Wiem, przepraszam, że wcześniej nie powiedziałam.
- Jace też to ma, więc przyzwyczaiłem się do nie myślenia. 
- Nie myślisz ? - zapytałam z uśmiechem .
- Lata ćwiczeń. - zaśmiał się.
Roześmiałam się. On też. 

1 komentarz:

  1. Wow! Genialne opowiadanie! Jednak moje serce krwawi, poniewaz jestem TeamMalec ;D takze tego xd
    Opowiadanie swietne, a historia wrecz fenomenalna ! Czekam na nastepne rozdzialy ;)
    Buśka ;)

    OdpowiedzUsuń