czwartek, 11 sierpnia 2016

Rozdział 3 cz.1

Ostre, wieczorne powietrze uderzało w moją twarz, gdy gnałem na moim wierzchowcu wprost do lasu. Nie wierzyłem, że znów mogę spotkać moją praprababkę. Od tak dawna sam zmagałem się z własnymi problemami, że choć krótkie pięć minut z nią dałoby mi wiele szczęścia. Niestety ścieżka prowadząca w stronę gąszczu drzew nie była utwierdzona w żaden sposób i niestety błoto spowolniało galop mojego konia. Nadal czułem się śledzony, ale tłumaczyłem to sobie w ten sposób, że prawdziwy Nocny Łowca zawsze czuje niepokój, dzięki czemu jest gotowy na jakąkolwiek walkę. Nagle ni z tego ni z owego mój koń stanął w miejscu. Nie rozumiałem dlaczego, bo jak do tej pory nic mu za bardzo nie przeszkadzało. Czyżbym musiał wejść do tego lasu samotnie? Ale co spłoszyło mojego wierzchowca?

Przedzierałem się przez gąszcz wiekowych i zgarbionych drzew. Powiem szczerze, że w świetle dnia ten las jest przyjaźniejszy niż w blasku księżyca. Wiem, że na pewno nie zabiorę tu dziewczyny na romantyczną randkę o tej porze. Z drugiej strony Tessa chciała się pewnie zabezpieczyć przed wzrokiem Clave. Podobno Idris jest nieosiągalnym miejscem dla istot z nawet najmniejszą domieszką demonicznej krwi, ale to zmieniło się osiemnaście lat temu.

Pół godziny już błądzę w całkowitym mroku, no może oprócz mojego kamienia, którego blask jest za słaby, żeby rozświetlić coś więcej, niż najbliższe mnie drzewo. Byłem bardzo sfrustrowany po dzisiejszym powitaniu. Ta mała ruda panienka działa mi na nerwy. Zadziera nosa i jest taka arogancka. Ciekawe czy 'takie wzorowe zachowanie' ma tylko przy mamusi. Jak ja nie znoszę tego typu kobiet. Zawsze wszystko wiedzą lepiej, oceniają ludzi, choć nawet nie zdążyły poznać ich imion. I jeszcze te maślane oczka, którymi wpatrywała się w Alec'a, po prostu żenada. Czemu niby ja jestem połączony z nią przymierzem, a nie mój parabatai. Wiem, że ona mu się spodobała, ale ta cała Clary nie musi go wykorzystywać. Jeśli myśli, że pozwolę jej zranić mojego przyjaciela, to grubo się myli. Szkoda, że Isabelle nie mogła z nami tu się pojawić. Ona to prawdziwe uosobienie piękna i waleczności. Nie musi malować się ani trochę, a i tak przewyższa Clarissa'ę we wszystkim. Na dodatek ten sztuczny 'wściekle' rudy kolor włosów nie dodaje jej ani trochę drapieżności, a jedynie robi z niej pustą lalę. Boże, zabierz mnie stąd.

- Jestem Clarissa Morgenstern. Bijcie mi pokłony, bo jestem taka zajebista, że aż farbuję się na lisa. Może z tobą potrenuję, ale może jednak nie, jeszcze złamię paznokietka. - Starałem się udawać jej ton głosu. Pff, głupia, pusta panienka, aż się żyć odechciewa.

- Pff, pan idealnie natlenowany Jace Herondale się odezwał. - Nagle usłyszałem ściszony kobiecy głos. Nie mogłem zlokalizować miejsca, skąd się on wydobywał. Szepnąłem ciche 'Orphian', a moje serafickie ostrze lekko się rozświetliło. Gdy wyjąłem je z pochwy, rozbłysło jaśniej. Niestety nikogo nie zobaczyłem. Pomyślałem, że pewnie już moja podświadomość płata mi figle. W sumie nie byłoby to po raz pierwszy.

Po jakichś dwóch godzinach nareszcie dotarłem w miejsce, gdzie poprzednio słyszałem Tessa'ę, ale nikogo nie spotkałem. Zobaczyłem jedynie na ziemi ślady stóp. Od razu rozpoznałem rozmiar obuwia mojej prababki. Była tu, ale już jej nie ma. Czemu zawsze się wszystko pieprzy, zanim zdążę się nawet zorientować.

- Cholera. Czemu znowu. Co ten przeklęty Idris ma do mnie? Nie może, nie ją. - Z całej siły uderzyłem w konar drzewa. Po chwili poczułem, spadające z liści, malutkie kropelki wody.Super, teraz jeszcze jestem cały mokry. Już zbierałem się, żeby wrócić, gdy spostrzegłem w oddali pięć postur, które zbliżały się do mnie. Po chwili zorientowałem się, że to demony. Jeden z nich był Wielkim demonem. Reszta to tylko tropiciele.

- Orphian, Limuer. - Wypowiedziałem głośno imiona moich ostrzy. Oba zajaśniały, a ich blask lekko mnie oślepił. Nie zważałem na to i po chwili biegłem w kierunku poczwar. Zabawę czas zacząć. Z szyderczym uśmiechem zbliżałem się do demonów, a gdy dwójka z nich spostrzegła, że kieruję się na ich przywódcę, same wybiegły w moją stronę. Kolejne dwa poszły śladem swoich poprzedników i również dołączyły do morderczego sprintu. Nie patrząc nawet na wysunięte pazury i kły, skoczyłem w powietrze, wykonałem obrót o sto osiemdziesiąt stopni i lekko opuściłem ostrza, raniąc tym samym jednego potwora. Kiedy tylko Orphian i Limuer opóściły ciało demona, ten wpadł w konwulsje i po chwili została po nim tylko ohydna posoka na ziemi. Po kilku chwilach kolejne trzy poczwary pozostawiły po sobie tylko żrący, zgniłozielony płyn. Kiedy kierowałem się w stronę Wielkiego demona, czułem adrenalinę w żyłach oraz pot, spływający mi po lewym poliku. Czułem przyjemne ciepło w mięśniach, co oznaczało, że rozgrzałem swoje ciało. Można powiedzieć, że jestem szczęśliwy. Byłem coraz bliżej ogromnej kreatury, wziąłem zamach i już miałem ciąć go, gdy na lewym ramieniu, w miejscu, gzie miałem bliznę, poczułem ogromny ból. Wypuściłem ostrza i poczułem kolejną falę rozdzierającego bólu, tym razem na plechach. Wiedziałem, że sprawiły to pazury demona. Nie wiem jak odnalazłem siły, żeby chwycić Limuer'a, wstać i wbić ostrze prosto w serce potwora. Ten zasyczał i podobnie jak czwórka pozostałych demonów zniknął.

Starałem wrócić do ścieżki, ale miałem coraz mniej sił. Upadłem na kolana i prawie straciłem przytomność. Zamknąłem oczy, pot zalewał całą moją twarz, miałem mokre od niego włosy i ubrania. Czułem jak gorączka pali mnie od środka. Zacząłem mieć lekkie drgawki, bo nagle zrobiło mi się bardzo zimno. Runa lecząca nie działała i coraz bardziej odczuwałem jad demona w moich naczyniach krwionośnych. Zaczęło brakować mi powietrza w płucach, dusiłem się własną śliną, z każdą kolejną chwilą, coraz bardziej chciało mi się pić. Wtedy ponownie usłyszałem usłyszałem tamten głos.

- O cholera, to moja wina... Debil... Mógł mnie obrażać... A ty mogłeś nie polewać tej blizny posoką... - Lekko uchyliłem powieki i zobaczyłem Clarissa'ę? To ona mnie śledziła? Czyli jednak nie wydawało mi się, że ktoś był wtedy w ogrodzie i tamto stwierdzenie, że jestem tleniony też było prawdziwe. Mimowolnie uśmiechnąłem się i zrobiło mi się lżej na sercu. Jednak jeszcze nie zwariowałem.

- Clary... - Wyszeptałem, chyba zauważyła, bo nachyliła się. - Tessa... Alec... Pilnuj ich... Tylko oni mi pozostali... Jasmine... Muszę... Jasmine... - Tyle zdążyłem powiedzieć. Nie wiem co się później stało, ale chyba straciłem przytomność.

...............................................................

Witajcie moi mili. Jak co czwartek wrzucam swoją część. W niedzielę stuknie mi 16 lat i z tej okazji, od kilku dni siedzę na kompie i wymyślam filmik związany z tym blogiem. Dokładnie 14 sierpnia powinniście zobaczyć zwiastun pierwszej księgi naszego opowiadania i mam nadzieję, że komuś się on spodoba. Ogólnie to dziękuję wam za miłe słowa dotyczące naszej twórczości i mam nadzieję, że oprócz was pojawią się nowe osoby, które będą nas motywowały (dobra, tego i weny mamy na razie pod dostatkiem, ale csiii) do dalszej pracy. Przesyłam buziaczki i do napisania

~PB

2 komentarze:

  1. Genialny blog 😊 juz czekam na kolejne rozdziały z niecierpliwością 😀

    OdpowiedzUsuń
  2. Czysty geniusz co tu dużo gadać. Moja 2-letnia siostra ma urodziny 16, a kuzynka 13, więc fajnie się składa i już teraz życzę ci wszystkiego najlepszego oraz weny
    Livcia

    OdpowiedzUsuń